Pomyslalam, ze temat ktory chce dzis poruszyc jest na czasie. Pewnie slyszeliscie newsa o slubie Mariny Luczenko z Wojtkiem Szczesnym i wszystkich tych paskudnych komentarzach dotyczacych utrzymanek, intercyzy i braku ambicji. Ogolnie wyglada to tak, ze mowia "ale sie ustawila", "oby podpisali rozdzielnosc majatkowa", te sprawy. Powiem Wam jak sprawa wyglada z mojej perspektywy.
Od miesiaca jestem z nowym chlopakiem, ale wcale nie takim nowym w moim zyciu. Znamy sie od lat, kiedys sie nawet przyjaznilismy, a teraz zrobilismy reunion i szybko stwierdzilismy, ze chcemy byc ze soba. Zostawilam dla niego trenera fitness-Iana. Jest wspaniale. Dogadujemy sie pod kazdym wzgledem, w lozku ogien, do tego stopnia, ze w trakcie pobytu we Wloszech bralismy srodki przeciwbolowe, tak nas wszystko bolalo po lozkowych wygibasach. Gdzie jest problem? Ano jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniadze. Moj przyjaciel jest mlodym, dobrze rokujacym producentem muzycznym i prezesem jego rodzinnej firmy w uk. I jest ode mnie 2 lata mlodszy. O ile jako przyjaciolka bylam z niego dumna i robilam swoje, to jako partnerka zaczynam sie czuc coraz gorzej. Czuje sie przy nim slaba i nieambitna. Bo jego firma prosperuje lepiej, bo mimo meczacego dnia wciaz siedzi do rana przy komputerze i robi muzyke, ktora potem puszczaja w londynskich klubach. W czerwcu wychodzi jego nowy album a ja az sie poce na te mysl. Nie zrozumcie mnie zle, zawsze chcialam miec samca alfa alfa, ktory jest bardziej zaradny niz ja, bardziej ambitny i wytrzymaly. Nie wiedzialam wtedy, ze zalaczy mi sie zazdro-mode.
To nasz pierwszy miesiac zwiazku, a juz bylismy razem na dwoch wyjazdach, w dodatku on zaczal przebakiwac o zakupie mieszkania. W Amsterdamie. Co, ze zle? Nie, obydwoje uwielbiamy Amsterdam, ja czuje sie tam jak w domu. Chodzi o to, ze moja firma jest w Londynie, a muzyka ktora on robi jest najbardziej lubiana wlasnie w Holandii. Na poczatku bylam podekscytowana dekorowaniem mieszkania, a potem zrozumialam drugie dno calej sytuacji.
Kolejna sprawa, to to ze jestem "dawca". Kiedy wchodze w zwiazek, w przyjazn, daje drugiej osobie tak duzo, ze wiele osob zmienilo swoje zycie na lepsze wlasnie w trakcie znajomosci ze mna. Jak Gala Dali, muza Salvadora i wielu innych artystow jej czasow. Zawod- muza, inspiracja, fan.
Wspomne jeszcze o pieniadzach. Moj chlopak robi drogie prezenty, placi za wszystko. Rowniez lubie robic prezenty, wiec ciagle cos wymyslam. Ostatnio za jego plecami zaplacilam za kino i dostalam wyklad, ze on jest facetem i on placi. Powiedzialam mu, ze ja rowniez zarabiam i moge czasem za cos zaplacic. Pokrecil glowa, pochrzakal i w sumie nie wiem na czym stanelo.
Ostatnio ogladalismy film biograficzny o znanym holenderskim dj-u i producencie muzycznym. Byla tez jego zona-kobieta siedzaca w domu, rodzaca dzieci, gotujaca obiadki i dzwoniaca ma skype, kiedy on byl w kilkumiesiecznej trasie. On sam przyznal, ze ma zal do siebie, ze jego zona nie dostaje z niego tego co najlepsze, bo wszystko oddaje fanom. Ze nawet kiedy jest w domu, pracuje 18 godzin na dobe. Pomyslalam sobie, ze biorac takiego faceta musimy sie liczyc z tym, ze bedziemy go widywac od swieta i to wcale nie w najlepszej formie.
Dlatego tez widze sytuacje Mariny inaczej niz wiekszosc. Podejrzewam, ze mimo calej milosci do Szczesnego, moze miec problem z tym, ze on odnosi wieksze sukcesy niz ona. Zwiazek dwoch silnych osobowosci nastawionych na sukces ma racje bytu, co udowadnia Angelina Jolie i Brad Pitt... Ale to Angie pierwsza dostala Oscara.