Wczorajsza migrena byla tylko poczatkiem tego, co dzialo sie dzis. Grypa zoladkowa z naciskiem na gorna czesc przewodu pokarmowego. Myslalam, ze umre. Dobrze, ze kolezanka poratowala mnie Cola, bo leki nie chcialy sie przyjac. Nie docenialam tego napoju.
Ale nie o tym mialam pisac. Zaliczylam IELTS z bardzo dobrym wynikiem! Troche sie obawialam reading'u, ale poszedl rownie dobrze jak reszta. Jestem pewna, ze osiagnelam ten sukces dzieki 10 godzinom snu, zrelaksowaniu sie dzien wczesniej w salonie pieknosci, pozytywnemu nastawieniu i odpowiedniemu sniadaniu (bulka pelnoziarnista i serek wiejski ze szczypiorkiem).
To nie moje paznokcie |
Za kilka dni lece do Polski tylko po to by sie porelaksowac. Wiem, ze nie bedzie to czysty relaks, bo po ostatnich wydarzeniach w mojej rodzinie (dalszej, ale mnie rowniez te sprawy dotycza), moge nawet zostac rzucona jajkiem. Albo pomidorem.
Bog lubi sobie ze mnie pozartowac. Daje mi nawet wiecej, niz moglabym prosic, ale w prezencie zawsze dostaje jakas zgnila rybe. I tak dzis, wisze nad sedesem w biurze, a Jo zza drzwi czyta mi moj wynik z egzaminu.
- Tatarka, super!
- Jeeeej! bleee
- Tak jakos sie nie cieszysz...
Za kazdym razem musze zaplacic cene za sukces. Ale czy to zle? Mam swiadomosc, ze nic w zyciu latwo nie przychodzi- trzeba zarwac kilka nocy, ogarnac sie w momencie, gdy wcale sie nie ma na to ochoty, ruszyc z impretem do przodu, gdy nie ma sie energii nawet na podniesienie kubka z herbata. Patrze o 3 rano w lustro i mowie "To wszystko dla ciebie ty durna istoto". Chce dla siebie wszystkiego co najlepsze... i to biore.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz