Ostatnio nie poszlam na zajecia (okazalo sie, ze i tak byla na nich tylko wycieczka krajoznawcza, ale nie o to chodzi), nic nie zaprojektowalam w Cadzie, ani na kartce, ani nawet w glowie. Nie przegladalam gazet o architekturze, nie czytalam biografii znanych architektow, nie sciagalam inspirujacych zdjec. Profesorowie wyslali nam na maile nowe briefy (zadania do zrobienia) z Cultural Context i Technical Studies. Wydrukowalam, polozylam na biurku, nawet nie przeczytalam. W firmie wszystkie projekty oddalam Jo, a sama zajelam sie papierkami i organizacja (co jest do mnie zupelnie niepodobne). Jakby z dnia na dzien zamieszkala we mnie inna osoba, jakby ostatnie 3 lata, w ktorych myslalam tylko o projektowaniu, przestaly istniec. Duzo palilam, spacerowalam i pochlonelam kilka litrow lodow Ben & Jerry's o smakach ciasteczek, czekoladowej krowki, masla orzechowego i czegos jeszcze ( bylam tak zatopiona w myslach, ze bylo mi wszystko jedno po ktory smak siegam). Postanowilam rzucic studia. Tak po prostu, bez zastanowienia usiadlam do komputera i zaczelam pisac rezygnacje.
"Z powodu… z powodu… po prostu sie nie nadaje, jestem zbyt leniwa, wypalilam sie, nie mam pomyslu na siebie, do tej pory gardzilam ludzmi, ktorzy pchaja sie tam, gdzie sie nie nadaja. Dlatego odchodze"
- Bede miala wiecej czasu dla siebie, w koncu sie wyspie, poznam nowych ludzi, moze spotkam milosc zycia. O, zaloze rodzine, znajde normalna prace 9-17. Pojade na dlugie wakacje- myslalam- albo zaczne szyc. O tak, szycie na maszynie to jest to.
Dzis wieczorem (to znaczy o 2 w nocy, bo wczesniej nie zwyklam chodzic spac) scrollowalam Facebooka. Zazwyczaj buszuje po Internecie w poszukiwaniu nowinek architektonicznych. No, ale pal szesc, scrollowalam. Kolezanka z 3 roku wstawila fotki z ich pokazu. Czyli, ze studenci trzeciego roku architektury rozstawili swoje najlepsze prace z ostatnich lat, zeby inni mogli poogladac. Jakby ktos mnie spoliczkowal. A raczej uderzyl lomem.
- Przeciez to jest to, co chce robic. Marzylam o tych studiach, ciezko pracowalam by sie na nie dostac, egzaminy zdalam spiewajaco, profesorowie mowia, ze mam talent, a ja chce sobie znalezc prace z ktorej bede wracala o 17.
Najpierw rozesmialam sie w glos, potem rozplakalam i poczulam sie lepiej. Nie moge pozwalac, by problemy dnia codziennego wplywaly na to kim jestem. Ostatnio nazbieralo mi sie stresow niezwiazanych z architektura i to mnie troche przytloczylo. Mimo ze wydaje mi sie, ze jestem zorganizowana, czasem kilka spraw mi umknie. Nie jest latwo byc doroslym i zalatwiac wszystko samemu. Czasem chcialabym, zeby ktos zrobil za mnie zakupy, wypastowal buty, wypral i wyprasowal posciel, bo coraz czesciej zmieniam ja rzadziej niz raz w tygodniu. Musze robic te rzeczy sama, przez co mam mniej czasu na architekture, a dla samej siebie prawie wcale (nie mowiac juz o znajomych). Dla innych takie problemy moga byc smieszne i wlasciwie troche sa, ale gdy taki maly problemik trwa dlugi czas, robi sie ciezko.
Znowu jestem soba, wiem co i jak musze zrobic. Szycie na maszynie, dlugie wakacje, przyszly maz zostaja przelozeni na swiete nigdy. A post ozdobilam zdjeciami, ktore mnie uratowaly.
Jeeeju na początku myślałam, że naprawdę rzuciłaś studia. Już na prawdę daleko zaszłaś i szkoda by było :) Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
OdpowiedzUsuńNie, rzucic jednak nie rzuce. Na pewno skoncze te 3 lata (jesli mnie wczesniej nie wyrzuca ;p), a pozniej zobacze, czy bede studiowac kolejne 4. Zalezy jak sie zycie ulozy.
Usuńkryzysy raz na jakiś czas dopadają każdego - bo zbyt wolno spełniają się marzenia, bo zbyt wolno podąża sie drogą do celu, bo małe problemy przez dłuższy czas urosły do wielkich i nas przytłaczają.
OdpowiedzUsuńjesteś zmęczona, zestresowana - jeśli możesz, zresetuj się na jakimś weekendowym wypadzie.
szycie na maszynie, mąż, czy dłuższe wakacje sprawdziłyby się tylko na chwilę, jako 'główne zajęcie' w Twoim życiu. wiesz, wakacje, szycie na maszynie może być Twoją małą odskocznią właśnie w takich chwilach. może być sposobem na relaks, zebranie sił.