Przed przeczytaniem tego posta zrobcie sobie herbate i dolaczcie jakies ciasteczko na wypadek gdyby Wam cukier spadl, bo rozpisalam sie jakbym za duzo czasu miala.
Jak juz wspominalam w poprzednim poscie, postanowilam, ze nie bede sie zadowalac sredniactwem, probowac kolejnych sredniopolkowych produktow, ktore byly… srednie. Gleboko wierze, ze kosmetyki, ktorych uzywamy, jedzenie jakie spozywamy, ubrania ktore nosimy, ksiazki jakie czytamy, muzyka jaka sluchamy, sposob w jaki spedzamy czas, tworza nas jako osobe. Dlatego nie badz tani (jak ten cheesburger), nie badz bezwartosciowy (jak buty, ktore rozwalily sie po 2 zalozeniach), nie badz glupi (jak czasopismo, ktore czytasz), nie badz latwy (jak droga, ktora dzis obrales), nie badz "fake" (jak podrobka Chanel). Dlatego bardziej zwracam uwage na to, co jem, spedzam czas tak, zeby kazdego dnia nauczyc sie czegos nowego, ubrania kupuje rzadko, ale za to z glowa, ograniczylam kontakty z ludzmi, ktorzy mysla "biednie".
I to jest sluchajcie temat- "bieda umyslowa"(ktora nie ma nic wspolnego z zasobnoscia portfela). Wlasciwie to mialam Wam powiedziec kika slow na temat kosmetykow SK-II, ktore sa rewelacyjne, ale to moze pozniej albo w innym poscie.
Czym jest bieda umyslowa?
-zadowalanie sie przecietnoscia
-brak perspektyw
-brak checi
-brak rozwoju
-obwinianie innych za nasze niepowodzenia
-brak oglady
Jeszcze kilka innych, ale mam nadzieje, ze mniej-wiecej wiecie o co chodzi. Podam przyklady mojej rodziny, moich znajomych i moje przy okazji. Nie chodzi tu o to, zeby kogos obrazac, tylko pokazac, ze "biedne myslenie" nie prowadzi do niczego dobrego. Dodatkowo "bogactwo" zarowno umyslowe i finansowe nie jest po to, zeby sie chwalic, ale po to, by byc wolnym. Tylko wolny czlowiek moze byc szczesliwy.
Zaczne od siebie. Nie ma to jak pojechac samemu sobie przed obiadem.
Rozmawialam ostatnio z kolezanka z liceum o tym, ze nie wykorzystalysmy tego czasu na 100%. Wiek 16-19 lat to najlepszy czas, bo wciaz jest sie na utrzymaniu rodzicow, a juz sie mysli doroslej. Zalowalysmy, ze nie zalozylysmy kolka teatralnego (za to narzekalysmy, ze nikt takiego nie zalozyl). Narzekalysmy, ze szkola nie uczy nas jak napisac dobre CV (tylko jakis chlam dla mas), nie uczy nas jak zalozyc biznes (tylko opowiada o jakichs przestazalych metodach nie majacych nic wspolnego z rzeczywistoscia), kiepsko uczy jezykow. To jest przyklad biednego myslenia. Czlowiek zaradny powinien sam wyszukiwac zrodla wiedzy- szkola pokazuje tylko kierunek. I tak, w szkole mialam jezyk niemiecki za darmo, ale tak nie lubilam nauczycielki, ze ledwo co sprechalam. A powinnam mimo braku sympatii do pani uczycielki czerpac z lekcji 100%, a pozniej jeszcze douczac sie sama. Nawet zapytac pani, jakie ksiazki by mi doradzila, jakie strony w internecie, po to tam byla. Teraz musze sobie sama organizowac prywatne lekcje i placic za nie wcale nie malo. Kolejny przyklad to moje zamilowanie do zakupow. Za pierwsze wyplaty nakupilam tego badziewia tyle, ze nie miescilo mi sie do szaf. Musialam odbic sobie to, ze rodzice pozwalali mi kupowac sobie ubrania znacznie rzadziej, za to porzadne. I te kosmetyki, ktore zniszczyly mi cere, bo uwierzylam reklamie… A mama mnie uczyla, ze kosmetyki kupuje sie w aptece, ze sprawdzonych firm farmaceutycznych, a nie w drogeriach. I ze im krotszy sklad kosmetyku, tym lepiej. Kolejnym przykladem "biednego podejscia do zycia", moze byc to, ze bylam z chlopakiem, mimo ze juz przestalo nam sie ukladac. Czlowiek, ktory sie szanuje, zna swoja wartosc, nie pozwoli sobie na to, zeby ktos mu zepsul humor. Albo zanizal jego wartosc. Albo ograniczal. "Kocham cie, ale siebie kocham bardziej".
Podam teraz przyklad ludzi z ulicy.
Bylam na zakupach w Harrodsie. I nie dlatego, ze zarobilam jakos swietnie na ostatnich projektach. Dlatego, ze Harrods to normalny sklep (ma rowniez dzial spozywczy), ktory ma rowniez normalne produkty, bardzo czesto tylko odrobine drozsze, a jakosc jest duzo wyzsza. No i przemila obsluga, mile otoczenie, ladni ludzie, duzy wybor. Zadalam sobie pytanie "Dlaczego w McDonalds sa zawsze takie tlumy, skoro jedzenie w Harrodsie (patrzylam wtedy takie tacki lunchowe) kosztuja tyle samo co zestaw w fastfoodzie?". "Dlaczego ludzie wola isc do sklepu po batona watpliwej jakosci i smaku, skoro doloza £2-£3 i maja ciastko od Godivy idealne pod kazdym wzgledem?". Watpliwosci rozwiala moja kolezanka.
- Chodzi o to, ze niektorzy ludzie znaja swoje miejsce. Jesli ktos sobie wmowil, ze jest przecietny, to gdzie on sie bedzie do Harrodsa pchal, kiedy w Maku moze zjesc miedzy swoimi.
- True story, bro.
Kiedys proponowalam kolezance wspolne wyjscie do teatru, to powiedziala, ze jej nie stac na takie ekstrawagancje. Wtedy za bilet zaplacilam £12, bo zamawialam go na lastminute. Czasem kupuje bilety za £90, ale prawda jest taka, ze zazwyczaj nie wydaje wiecej niz £20. Szukam okazji, uzywam znizek studenckich, pytam znajomych. Ten sam wieczor kolezanka spedzila ze znajomymi przy wodeczce, skrzynce piwa i pizzy. Zapraszala mnie na te posiadowke, ale stwierdzilam, ze mnie nie stac na TAKIE ekstrawagancje. Wyjscie do teatru jest aktywem (czyli, ze bedziesz miec z tego zyski), bo pozniej wspominasz sztuke przez lata, jestes bardziej obyty w swiecie, w teatrze mozna poznac ludzi, ktorych warto znac. Spotkanie przy piwie rowniez moze byc aktywem, jesli zaprosisz odpowiednich ludzi, ktorzy stymuluja Cie intelektualnie. Po spotkaniu, z ktorymi czujesz sie madrzejszy. W przypadku mojej kolezanki, stracila na tym spotkaniu, bo bylo pasywem. Wiem co to byli za ludzie i wiem jaki byl poziom konwersacji. Z kim przystajesz taki sam sie stajesz dlatego warto obcowac z ludzmi, ktorzy mysla poza granicami. Think big. Jesli szanujemy siebie i swoj czas powinnismy umiec rozplanowac energie. Nie mowie, zeby zrezygnowac z rozmow o niczym albo kontaktow z ludzmi o wezszych horyzontach. Takie kontakty i rozmowy sa rowniez bardzo istotne, zeby przypomniec sobie "kim nie chce byc" albo po prostu sie troszke odmozdzyc dla relaksu. Jeszcze w temacie sztuki podpowiem Wam cos, co sama niedano odkrylam. Mam wielu znajomych artystow- malarzy, fotografow, ktorzy w tym momencie nie sa zbyt znani, ale ciezko pracuja, maja pasje, robia kawal dobrej roboty. Postanowilam kupowac od nich prace. Dzis sa warte nie wiecej niz £100, ale jesli podejme ryzyko, zaufam swoim instynktom, mozliwe, ze moja znajoma w ciagu 20 lat stanie sie drugim Henrim Matisse, a jej prace beda wystawiane w MoMa. Takze to wspaniala inwestycja, bo kolezanka zarobi, ja zarobie, a w najgorszym przypadku bede miala na scianie wspaniale dzielo sztuki. Nie ma tu przegranych. Dlatego warto chodzic na wszelakie wystawy, zeby wyrobic sobie smak i instynkt.
Nastepnym przykladem biednego myslenia, jest bardzo czesto spotykane "tobie to sie udalo", "ale ty masz w zyciu szczescie". W beznadziejnych przypadkach "nakraD pewno". Sukces ma wiele twarzy, w tym przypadku mowie o sukcesie finansowym i wszystkich pochodnych. Biedni umyslowo nie widza pracy jaka wlozyles tylko to, ze dzis wylegujesz sie pod palmami (mimo ze wciaz z laptopem i telefonem w pogotowiu, zeby miec kontakt z firma). Jesli widzisz, ze komus sie dobrze wiedzie, nie szukaj w nim oszusta, kretacza, tylko sprawdz, czego mozesz sie nauczyc na jego przykladzie. Ja do tego uzywam Instagrama. Sama wstawiam zdjecia, bo jestem urodzonym ekshibicjonista, ale nie po to on mi sluzy. Obserwuje ludzi, ktorzy juz odniesli sukces i duzo sie ucze. Wlasnie z Instagrama dowiedzialam sie o wielu waznych wydarzeniach. Warto korzystac ze wszystkich dostepnych srodkow. Z wlasnego przykladu wiem jak otoczenie wplywa na nasze zachowanie. Gdy bylam jeszcze w Polsce myslalam "jest ok, jestem taka jak inni". Dzis mysle, ze nigdy w zyciu nie chce byc taka jak inni. Oczywiscie jest to zdrowe i musi byc grupa ludzi, ktora czuje sie szczesliwa i ustatysfakcjonowana w sprawdzonym, bezpiecznym pudelku. Wszystko zalezy od charakteru. Ja mam taki charakter, ze najgorszy z mozliwych. Caly czas szukam mojej utopii, caly czas musze sie uczyc, poznawac, ryzykowac, zeby nie umrzec. Albo jeszcze gorzej- wyladowac w kapciach przed telewizorem.
Jeszcze taka sprawa, wielu ludzi marzy o spadku. "Ale by bylo fajnie, gdyby jakis nieznany stryjeczny dziadek z H'ameryki przepisal na mnie miliony dolcow". Bylam w tej "szczesliwej" grupie ludzi, ktorzy odziedziczyli spadek. Nie miliony i nie z H'ameryki, ale dom i ziemie. Same problemy z takimi niezarobionymi pieniedzmi. No bo najpierw trzeba sprzedac, najlepiej z zyskiem (biurokracja nie ulatwia, nie, nie). Pozniej masz te pareset tysiecy i co? Wlozysz do banku? Przebalujesz w Vegas? Polecisz na wakacje? Wydasz na ubrania? No nie, trzeba to jakos zainwestowac. Wtedy szukasz kogos, kto sie na tym zna, bo masz 23 lata i nie umiesz jeszcze inwestowac, a szkoda spuscic dorobek babcinego zycia. Moge kontynuowac, ale to nie bedzie mialo sensu. Mowiac krotko- taka darowizna to same problemy i o ile nie chce sie jej po prostu przebalowac, to narobisz sie jak dziki osiol zanim cos z tego bedzie.
Kolejnym przykladem moga byc wczasy. Jak to robia biednie myslacy? Pracuja ciezko caly rok po to, zeby w ciagu 2 tygodniowej wyprawy do Egiptu/Tunezji/Turcji wydac wszystko na all inclusive. Albo gorzej- biora kredyt na wakacje. Dla mnie bylby to sygnal alarmowy, ze cos jest nie tak. Poswiecic 350 dni dla tych 14? Stac mnie na to, zeby wyjechac tylko raz do roku? Jestem wdzieczna rodzicom, ze pokazali mi Balkany jeszcze w czasach, gdy w murach domow tkwily kule po wojnie i w sklepie nie mozna bylo powiedziec na chleb "chleb", bo to bylo w jezyku wroga. W tamtych czasach nikt sie nie zapuszczal w tamtym kierunku, wynajmowalo sie mieszkania za bezcen, turystyka dopiero zaczynala kielkowac. Wtedy pokochalam "nieturystyczne" wakacje i to w roznych porach roku. A bilety poza sezonem sa o wiele tansze niz w sezonie i uwazam, ze kilka dni w Kornwalii jest wiecej warte niz 2 tygodnie w Egipcie all inclusive. Ale tu moge sie mylic, bo mnie do Egiptu by musieli koniami zaciagac. Nigdy w zyciu. Kazdy inczej widzi odpoczynek, wiec ten akapit jest bardzo subiektywny.
Przyklady mozna mnozyc. Kiedys zerwalam kontakt z chlopakiem, bo ja chcialam isc do kina, a on powiedzial, ze nie ma sprawy- sciagnie ten film z Internetu i obejrzymu u niego. Ze niby bez tlumow, mozna sie poprzytulac i popcorn duzo tanszy. Zabralo mi mowe.
- Skoro chcesz na mnie oszczedzac to nie mamy o czym rozmawiac.
Nie chodzilo tylko o to, ze zydzil na popcorn, chodzilo o to, ze jakosc odbioru filmu w kinie jest zupelnie inna niz ten ogladany na komputerze. Chodzi rowniez o szacunek dla tworcow filmu. Dzis mi zaluje na kino, jutro bedzie mi wyliczal ziarnka ryzu w misce, a pojutrze co? Salate dla zolwia Dziajmdziusia?! Po moim trupie.
Nawet teraz zlapalam sama siebie na "biednym" mysleniu. Chcialam zamowic pizze na telefon. Poczulam glod a obok lezala ulotka, wiec juz zaczelam wybierac, kiedy przypomnialam sobie moje postanowienie. W lodowce czekaja na mnie swieze produkty dobrej jakosci, z ktorych bez problemu w 20 minut przygotuje pyszne, zdrowe danie. A w niedziele wieczorem w Londynie na dostawe czeka sie okolo godziny. Jakosc produktow uzytych do zrobienia pizzy na pewno nie jest najwyzsza, bo kazdy jest nastawiony na zysk. Jeszcze pokaze Wam jak to wyglada finansowo. Zamowilabym:
Pizze srednia double pepperoni- £12.99
Serowe papryczki jalapeño- £3.50
2 dipy czosnkowe- 80p
ciastko cynamonowe- £2.99
Razem £20.28
Nie mowie juz o tym, ze niemozliwoscia by bylo, zebym to wszystko pochlonela, wiec pewnie polowe dostalyby uradowane wiewiorki i lisy. Zjadlabym smieciowo, drogo i nie bylabym usatysfakcjonowana. Za te same pieniadze moge isc jutro do ulubionej restauracji i zjesc melona z szynka parmenska i malze. W pieknym otoczeniu z przyjemna obsluga. Nie wiem, czy nie wystarczy mi jeszcze na kieliszek wina. Widzicie roznice? Oczywiscie nie mozna przesadzac, jesli naprawde masz ochote na pizze, cheesburgera, to droga wolna, czasem mozna nawet Krolewicza Pierolonego pocalowac i nie ma w tym nic zlego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz