Ostatni tydzien to jak krew z nosa.
Jestem osoba asertywna i dzieki Bogu, bo bym tylko odpowiadala na glupie pytania i robila robote za innych. I tak- uniwersytet. Taka grupe mocy dostalam, ze ja jako jedyna wiem jak uzywac Photoshopa (o Cadzie, Rhino i tym podobnym nie wspomne). Na drugim roku architektury, cholera jasna. Ale mowie sobie "dobra, jakos to trzeba ogarnac". Ludzie kochani, ja nerwoboli przez te ogarnianie dostalam. Zawsze mi przydziela takich Einsteinow, ze ja sie dziwie, ze potrafia jednoczesnie isc i oddychac. Sms-y z pytaniami "Myslisz, ze ten budynek ma z tylu taki sam uklad okien jak z przodu?" to ponura codziennosc. Ile razy tlumaczylam profesorom, zeby mi dali spokoj z ta praca w grupach, bo ja zawsze na tym tak wychodze, ze sie dwa razy wiecej narobie, niz jakbym miala sama robic. Taki jeden profesor to nawet ostatnio mnie probowal "gasic" ze taka "panna wszystkowiedzaca jestem", a nie wypisalam wszystkich danych (mowie tu o tabelkach w Excelu, ktorych nie mam zamiaru robic, o na pewno nie). Powiedzial mi, ze jak bede pracowac w jakiejs firmie architektonicznej to moje zachowanie nie przejdzie. Sami rozumiecie jak bardzo bylo mi do smiechu. Jeszcze wspomne, ze na uczelni sie nie chwalilam moim dotychczasowym doswiadczeniem, bo nie widzialam takiej potrzeby.
Ostatnio mialam stresujacy okres, wiec dzis mi sie organizm zbuntowal i przywitalam dzien wymiotami. Tak wlasnie moje cialo sygnalizuje, ze juz nie moze i potrzebuje przerwy. Dobrze, w takim razie poprzekladam dzisiejsze spotkania, wszelakie zobowiazania i poleze, poczytam, popisze (bo postanowilam napisac ksiazke/opowiadanie/scenariusz, tak mi sie cos wykluwa w glowie). Dalam tez znac mojej "Grupie Mocy", ze dzis jestem niedysponowana, zeby mi gitary nie zawracali, bo mam takie samopoczucie, ze mi az IQ spadlo. Jeden, jedyny dzien. Poniewaz nie pomyslalam, zeby zawiadomic WSZYSTKICH na calym globie o tym, ze dzis nie mam ochoty z nikim rozmawiac dostawalam wiadomosci o tresci: "Czy moglabys zamowic bilety na to i na to wydarzenie, bo ja dzis nie mam czasu", "Czy moglabys odswiezyc licencje na to i na to oprogramowanie, bo akurat sie konczy". Mistrzem bylo przypomnienie mojej kolezanki, zebym wypelnila jakas petycje, gdzie chca wszystkie moje dane. No chuj mnie malo nie strzelil, ze tak sie dobitnie wyraze. Wlasnie o to chodzi- lubie architekture, lubie zalatwiac rozne rzeczy, ale po to pracuje w grupie, zeby nie zajmowac sie glupotami typu zamawianie biletow, czy robienie zdjec budynkow, bo nie ma kto isc, zeby to zrobic. Przynajmniej nie w dzien mojej zupelnej niedyspozycji. Jak mozecie zauwazyc juz czuje sie lepiej, a spraw zalatwilam wiecej niz niejeden, ktory byl dzis na chodzie. Uratowala mnie, jak zwykle w sytuacjach rzygaczkowych… Coca Cola. Polecam, odchodzi jak reka odjal. A teraz o przyjemniejszych sprawach. Na uczelni poznalam fajnego chlopaka, Polaka. Ja stalam przy wycinarce laserowej i on sie tam krecil, zagadal, posmialismy sie. I tak z 10 minut rozmawialismy po angielsku, ani jedno ani drugie sie nie przypililo, ani nie skojarzylo, ze mozemy byc z tego samego kraju. A on taki w typie urody "mariano-italiano", wiec sie tez dalam nabrac. Dopiero kiedy wycinarka wyciela moje imie i nazwisko pod koniec pracy on zauwazyl, ze mozemy miec ze soba cos wspolnego. No, ale na tym moge temat zakonczyc, bo od tamtej pory emocje jak na grzybobraniu. Czasem pogadamy na uczelni, czasem costam napisze do mnie, ale ogolnie to bez jakichs wiekszych inicjatyw. A ze ja tez do flirtow nie mam glowy, to jak te kluchy w misce, nic ciekawego.
Ale teraz bedzie historia. Matko bosko kochano, ledwo z tego zywa wyszlam. Ja sie za stara na takie emocje robie. Ktoregos dnia noc mnie zastala na uczelni, wiec pomyslalam, ze pociagne do rana, zeby sie nie tluc nocnymi autobusami. Malo to razy robilo sie allnightera? Teraz ktos z zarzadu wydal zarzadzenie, ze studenci nie moga zostawac na noc na uczelni w zwiazku z tym, ze niektorzy przynosili alkohol, takie tam. A w zwiazku z tym, ze architekt to nie tylko zawod, to rowniez styl zycia, w ktorym na kazdym kroku trzeba pokazywac jak bardzo ma sie w duu wszystko i wszystkich, to nikogo to nie obeszlo. Zreszta na uczelni jest tak przyjemnie w nocy, ze dziwie sie, ze wiecej osob nie zostaje. Mamy na uczelni prysznice, ale sie nie przygotowalam i nie zabralam ani klapek ani recznika, bo zel i szampon jakos bym skolowala. Szczoteczke, mini paste i majtki na zmiane mialam, tyle dobrego. Kiedy rano zaczeli sie zbierac inni studenci, zebralam moje rzeczy i planowalam kupic po drodze jakies sniadanie, pojechac do domu na dluuugi, przyjemny prysznic i pospac kilka godzin. Jest taka zyciowa zasada, ze im gorzej wygladasz tym wiecej znajomych spotkasz. Probowalam przemknac niezauwazona, kiedy w holu moj polprzytomny umysl wyczul cos znajomego, co wywolalo kolatanie serca. Dokladnie wiedzialam co to, ale pocieszalam sie, ze mi sie wydaje, ze nikt nie ma takiego pecha.
- Tatarka! Czesc!
Ja mam takiego wlasnie pecha. Podbiegl do mnie z tym swoim francusko-niemieckim akcentem, drogim zapachem perfum, wyprasowany i wyszorowany, swiezutki jak morska bryza Pan Prada. W tym momencie jeszcze nie zdajecie sobie sprawy jak wielki to pech- mowie wiec- on juz nie studiuje na mojej uczelni. Nawet nie mieszka na stale w Londynie. Szanse spotkania go kiedykolwiek w moim zyciu spadly niemal do zera (oprocz tego, ze wciaz mam kontrakt z firma jego rodzicow), co mnie calkiem cieszylo, bo nie ukrywam, ze wciaz budzi we mnie emocje. "You're the one who keeps me all excited".
- Czesc, jade do domu, mialam all-nightera, takze nie czuje sie zbyt swiezo- czulam sie tym gorzej, ze on wygladal jeszcze lepiej niz ostatnio. Czlowiek rezygnuje z architektury, to od razu odzywa. Architecture- not even once.
- Pewnie nie jadlas sniadania! Czekam na Krolewicza Pierolonego i jego dziewczyne, wpadli cos zalatwic na uczelnie i zaraz lecimy razem na sniadanie, dolacz do nas.
- Nie, nie, musze wziac prysznic- probowalam sie wykrecic, ale mialam ochote zjesc sniadanie z dawnym towarzystwem. No i ta nowa dziewczyna Krolewicza tez taka do ludzi, pomoglam jej dostac prace w firmie Jo. W koncu Krolewicz ma jakas fajna dziewczyne. Jak slepej kurze ziarno, przysiegam.
- Oni potrzebuja jeszcze czasu, pojedziemy do mnie do mieszkania i wezmiesz prysznic. Poczekaja chwile w razie potrzeby- Pan Prada zadecydowal, a ja nie mialam wiele do gadania. Wrecz nie mialam ochoty sie sprzeciwiac.
5 minut w taksowce i juz bylismy w jego mieszkaniu. Nie sprzedali tego apartamentu, stwierdzili, ze sie przyda jemu albo komus z rodziny, kto bedzie sie chcial zatrzymac w Londynie. Zwlaszcza, ze teraz jego rodzinna firma ma oddzial w stolicy.
Zupelnie odlecialam pod prysznicem i kiedy pomyslalam, ze moglabym tak zostac na reszte zycia w pianie pachnacej cedrem i pod cieplym wodospadem wody rozleglo sie pukanie do drzwi.
- Moge wejsc?
- Wciaz jestem pod prysznicem, daj mi 5 minut.
No to wszedl. Cos w nim jednak z architekta zostalo- pamietacie- zdanie innych, wszystko i wszystkich w wysokim powazaniu.
- Pomyslalem, ze moze potrzebujesz troche muzyki, zeby sie zrelaksowac- postawil na polce iPada z piosenka "All Night" Parova Stelara. Zawsze dostawalam bialej goraczki gdy stawial elektronike w lazience, bo ja w ten sposob zalatwilam kilka sprzetow firmy z jabluszkiem. One NIE sa wodoodporne.
- Wez stad tego iPada! Jestes niereformowalny.
Sprzet zostawil, a mnie wyciagnal z kabiny przerzucajac przez ramie jak worek kartofli. I taka mokra, w pianie i naga przy okazji, rzucil na lozko. Co tam sie dzialo… na samo wspomnienie czuje pulsowanie. A jeszcze, zeby bylo smieszniej, z glosnikow poleciala piosenka "The Wild Boys" Duran Duran.
I tak z mokrymi wlosami, bez makijazu, za to rumiana i z blyszczacymi oczami zostalam zawieziona na sniadanie. I o ile dziewczyna Krolewicza, nazwijmy ja Elfikiem (bo ma taki maly uroczy nosek i wielkie oczy) cala rozradowana przywitala mnie buziakami i usciskami, to Krolewicz sie glupio usmiechal, jakby wiedzial o co chodzi. Pozniej zaczelismy zamawiac i Pan Prada wzial sobie duzo jedzenia, co oczywiscie Krolewicz musial skomentowac:
- Prada, co tak duzo, czyzbys sie zmeczyl i potrzebowal energii?
Poslalam "psu ogrodnika" mrozace spojrzenie.
Elfik chciala zazartowac dla rozladowania sytuacji:
- A wiecie, ze na Krolewicza mowili na uczelni Rasputin? Ciekawe dlaczego? Haha.
- Rara Rasputin, lover of the russian queen- zanucilam i cala nasza trojca zrobila wielkie oczy. W tamtym roku kilka osob myslalo, ze jestem Rosjanka i czasem nawet z tego zartowalismy. Tamtego dnia smiala sie tylko Elfik i ja- ona bo nie zalapala, a ja wrecz przeciwnie- bo wiedzialam o co chodzi.
Tatarka happened |
Jej, scena jak z jakiegoś filmu. Zazdroszczę porwania do jego domu i gorącego poranka :D Tobie to dobrze. Przesyłam moc całusów z Wrocławia :)
OdpowiedzUsuń