czwartek, 31 marca 2016
Tatarcia jako handlarz niewolnikow
O fuckin' shit, wiecie co ja tu przezywam? Nie wiecie, bo nie pisze. A nie pisze, bo nie mam czasu. Pracuje ciezko.
niedziela, 13 marca 2016
I don't believe you
Nie zeby cos sie drastycznie zmienilo, po prostu opadly mi klapki z oczu. Wiecie jak to jest jak kogos bardzo lubicie albo kochacie, jestescie zajarani nowym pomyslem, nie zauwazacie wad. Ja jestem mistrzem niewidzenia. Uwielbiam idealizowac ludzi, wydarzenia, dopowiadac sobie, ze ktos byl fajniejszy niz w rzeczywistosci byl, trawa byla zielensza i lepiej kopala, takie tam. Mozna by bylo pomyslec, ze to pozytywna cecha, patrzenie na swiat w rozowych okularach. Wiecie jak w rzeczywistosci wyglada takie myslenie? Wyobrazcie sobie, ze jestescie facetem i idziecie na impreze. Na imprezie nie zalujecie sobie procentow, zabawa przednia. Poznajecie super laske. Ma na imie Ada i jej wszystko wypada. Zabieracie dziewczyne na chate, przezywacie upojna noc, a rano Ada sie pyta czy moze masz na zbyciu golarke, bo chce sie ogolic. Bo to byl Adrian a nie Ada. Tak wlasnie sie czuje.
Takie zderzenie z rzeczywistoscia przyszlo wraz z moimi urodzinami. To znaczy, sa za miesiac, ale 25 to w sumie cwierc wieku. Spojrzalam na swoje zycie pod katem przyjaciol, milosci, relacji miedzyludzkich (a nie sukcesu jak do tej pory). Tam wlasnie zobaczylam tego wielkiego chuja. Nie zrozumcie mnie zle. Mam przyjaciol od zwierzen, od sportu, od biznesu, od imprezowania, na kazdy nastroj. Jak buty. Jak cholerne buty. Z rodzina nie rozmawiam od miesiecy, bo stwierdzilam, ze zle na mnie wplywa. Jesli chodzi o milosc to bez zmian chujowo i stabilnie. Przychodzi facet, na poczatku jest super, on przechodzi sam siebie, zeby mnie zaintrygowac, a ostatecznie ja i tak sie nudze i mam do niego pretensje, ze za mna nie nadaza. Stary numer.
Wroce do tych przyjazni, bo sie smiesznie zaczelo robic, warto opowiedziec. W firmie projektowej, w ktorej sobie dorabiam zaczela prace mloda pani architekt. Francuzeczka, prosto po studiach. Chyba nie musze wspominac, ze zainteresowalam sie nia szybciej, niz vlogerki promocjami w Rossmanie. W ciagu miesiaca skonczyla swoj 2-letni zwiazek z zabojczo boskim Norwegiem i zaczela romansowac z kolesiem z naszej firmy, przy okazji spedzajac ze mna walentynki i wiekszosc wolnych wieczorow. Zupelnie po przyjacielsku. Ktoregos dnia wpadla na genialny pomysl, zebysmy zamieszkaly razem w jakims pieknym mieszkaniu w centrum. Chwale sobie prywatnosc i lubie moje mieszkanie, ale przyznam ze wizja przeprowadzki do zone 1 i przestronne mieszkanie ze slodka francuzeczka naklonily mnie do refleksji. Wybralam sie z nia na ogledziny kilku apartamentow, co zachecilo mnie jeszcze bardziej. Zadzwonilam do mojego ksiegowego, zeby mi wyliczyl, czy mnie stac w tym momencie na taki krok. "Nie, nie i jeszcze raz nie!" powiedzial i prawie rzucil sluchawka. Poinformowalam wiec Francuzeczke, ze przykro mi, ale no cash- no flesh. Dziewczyna wraca do mnie po tygodniu i mowi, ze juz nie musze sie martwic o finanse, ze mnie stac na te mieszkanie. Co sie okazalo- koles z firmy, z ktorym sypia, jest odpowiedzialny za nasze wyplaty. Szczerze mowiac nie uwazalam, ze zarabiam za malo, po prostu prowadzac taki styl zycia jak ja, nigdy nie zarabia sie za duzo. Ona porozmawiala po swojemu z tym kolesiem i przekonala go, ze mam zamiar zmienic prace, bo placa mi za malo. Ten porozmawial z szefem i tym sposobem dostalam mily prezent urodzinowy. Czego uczy nas ta sytuacja? Nie musisz dawac dupy, zeby dostac podwyzke. Wystarczy ze twoja przyjaciolka daje. "Tatarka, friendship is much better than partnership" napisala mi w sms-ie. "Bitch, I don't believe you" pomyslalam. Nie ufam jej wcale, ale dodatkowa kasa sie nie zmarnuje.
Inna kolezanka, wlasciwie to przyjaciolka dostala bzika. Wlasciwie to prawdopodobnie zawsze taka byla, tylko ze ja nigdy nie bylam egoistyczna i lubilam, kiedy to moi znajomi, a nie ja byli w centrum wydarzen. Mam w sobie duzo z introwertyka i kiedy nie musze, wole nie stawac w blasku fleszy (bo czolo mi sie swieci). Kiedy jednak kolejny raz zauwazylam, ze przypisuje sobie moje zaslugi, to chuj mnie strzelil ("chuj" zostaje oficjalnie slowem tygodnia). Postanowilam, ze nie mam zamiaru przycmiewac wlasnego blasku, zeby inni mogli przy mnie blyszczec. Czesto to robilam, czesto milczalam, zeby pozwolic mniej wygadanym kolezankom zablysnac. Problem w tym, ze one nigdy nie zrobilyby tego dla mnie. Pozamiatalam. Placze, nie odzywanie sie, pretensje. Kij wam w oko "przyjaciele".
Wstawiam zdjecia mojego jedzenia, bo pisze z telefonu, a to jedyne zdjecia z rolki, ktore moge ewentualnie dodac. Kazdy lubi zdjecia jedzenia. Enjoy
Subskrybuj:
Posty (Atom)