Podlamala mnie dzisiejsza sytuacja, ktora opisalam w SMS (notka nizej).
Posiedzialam jednak z bratnimi duszami, popatrzylam jak kolezanka-weganka pochlania trzecia z rzedu zupe pieczarkowa z bagietka i zrobilo mi sie lzej na duszy.
- Tatarka, nie martw sie, ja tez musialam przeswiecic Jane, zeby ruszyla dupe i zrobila cos dla projektu.
- Tak, tylko ze Jane jest nasza bliska kolezanka i mozesz jej powiedziec "kurwa, rusz dupe", a ona przemysli sprawe i ruszy z kopyta. Ja ostatnio tak powiedzialam dziewczynie z grupy, wiec dzis w ogole nie przyszla. Chyba chciala mi zrobic na zlosc.
Podjelam decyzje, ze projekt zrobie calkowicie od nowa (jedna czesc ja, druga kolega, ktory przyszedl i ze mna znosil te okropne upokorzenie) i powiemy profesorom, ze to jest tylko nasza praca. Mozecie uwazac, ze to dziecinne, ale mnie naprawde zalezy.
Jakkolwiek, wiedzialam, ze po takiej dawce nieszczescia, musi mi sie przytrafic cos milego. Juz od jakiegos czasu czulam kolo siebie Infusion d Homme by Prada, ale nie moglam zlokalizowac zrodla zapachu (ktorego damska wersje uwielbiam). Do perfum mam nosa- raz powacham flakonik, a pozniej bez problemu rozpoznam go na ulicy. Lubie czasem zaskakiwac znajomych, gdy pachna czyms niespotykanym- od razu rozloze zapach na czynniki pierwsze i czesto znam marke. To chyba przez to, ze mam dosc wydatny nos, co sobie chwale i nosze z duma.
Dzis siedze w studio, bezskutecznie probuje podlaczyc Maca do szkolnego Wi-Fi, a tu Prada. No tak, Luksemburg! Kilka dni temu zagubilam sie na kampusie i przypadkiem rozpoznalam chlopaka z mojej grupy (po koszulce)- wlasnie Prade z Luksemburga.
- Infusion d Homme, Prada.
- Skad wiesz?
- Ha!
Podryw cienki jak kompot ze szmaty, ale po 3 godzinach snu, tylko taka gadke udalo mi sie sklecic.
Do tej pory nie zwracalam na niego uwagi, ale dzisiaj mi tak zapachnial, pousmiechal sie, porozmawial z tym pieknym francusko-niemieckim akcentem i mnie tchnelo, ze jest ktos taki jak Luksemburg. Okazalo sie, ze fascynuje sie jachtami. Przez godzine pokazywal mi zdjecia jego ulubionych projektow, tlumaczyl dlaczego ten jacht jest zrobiony tak a nie inaczej, pokazywal najbardziej znane marki i projektantow (jemu sie udalo zlapac Wi-Fi). Juz mnie ma. Nie ma nic bardziej seksownego od pasji. I sposob, w jaki mowil o tych jachtach- jakby nie bylo nic cudowniejszego. Fajny chlopak.
Dzis rozmawialismy o tym, czy mozna sie dorobic na architekturze i profesorowie powiedzieli szczerze, ze z glodu nie umrzemy, ale miliony bedzie zarabiac moze 2% z nas. Stwierdzilam, ze jesli sie cos kocha, to pieniadze przyjda z czasem, nie wazne, czy to architektura, czy gotowanie. Profesor potwierdzil, ze w architekturze chodzi o pasje, mozliwosc kreowania swiata i tworzenia historii, a pieniadze to tylko bonus.
Historia, ktora to potwierdza:
Blog The Blonde Salad obchodzi 4 urodziny! Chiara napisala:
"4 years ago I was publishing my first outfit photos on my new blog, #theblondesalad.. Today, 4 years later I own a company, Tbs Crew, I have a team of 6 people working with me, I have my own shoeline, I collaborated with some of my favourite brands, travelled the world and have never been so satisfied. This goes to all the dreamers out there: you can make it If you really want to! Thank you my dear followers for making The Blonde Salad one of the biggest blogs in the world and making me one of the happiest girls on the planet. Happy 4th anniversary my dear The Blonde Salad!"
I love you Blonde Salad!
Bloga Chiary czytalam praktycznie od poczatku jego istnienia, szlifowalam na nim jezyk angielski i podpatrywalam nowinki modowe. Jestem z niej taka dumna, ze od studentki prawa, milosniczki mody, stala sie marka, projektantka i jedna z najwiekszych blogerek na swiecie. Do podpatrzenia!
Moj grafik jest tak zawalony do samego grudnia, ze nie wiem w co rece wlozyc. Nie odbije sie to raczej na blogu, bo najlepiej pisze mi sie notki o 4 rano po kilkunastu godzinach nad projektem. Schudlam, spodnie mi spadaja, policzki robia sie bardziej wklesle niz wypukle, a oczy mam czerwone jak u krolika- ideal urody wg Tima Burtona. Ale co z tego... robie to, co kocham, a wyglad to mala cena.
P.S- dzis dowiedzialam sie, ze nie tylko ja ogladam filmy dokumentalne na You Tube podczas robienia projektow. To chyba jakas prawidlowosc mozgu- musi sie zajac chociaz na chwile czyms innym. W tamtym roku obejrzalam (raczej wysluchalam) chyba wszystkiego na temat II wojny swiatowej, powstania warszawskiego, Witkacego i UFO. W tym roku chetnie slucham o sektach, umieraniu (smierc kliniczna, cela smierci, co sie z nami dzieje podczas smierci klinicznej) i o prawach kobiet. Znajomi polecali mi biografie artystow, zespolow oraz nadprzyrodzone zjawiska. Dobry pomysl z takim sluchowiskiem, bo i tak musimy wisiec nad projektem i tak. Nawet po kilkanascie godzin na dobe. A jak sie ma podzielnosc uwagi, to mozna sobie posluchac i przyswoic troche dodatkowej wiedzy, wlasciwie bez wysilku.
P.S 2- Obiecuje sobie cykac wiecej zdjec, zeby przyblizyc Wam moje zycie, ale zupelnie mi nie wychodzi. Dzis naprzyklad wpalam na pyszne Ben's Cookies na Oxford Street (polecam, jesli lubicie prostote, tak jak ja), a fotografie musialam ukrasc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz