Rozpoczne od tego, ze ten wpis nie jest dla kazego. Nie chce nikogo gorszyc. Najlepiej by czytelnik byl dorosly, a jesli juz jest dorosly, niech czyta na wlasna odpowiedzialnosc. Tak jak z ogladaniem Warsaw Shore :D.
Skoro ostrzeglam, moge zaczynac. Bylam dzis umowiona na randke. Nic wielkiego- kolega mojej kolezanki wyhaczyl mnie gdzies na zdjeciach i prosil o spotkanie. Zgodzilam sie. Pozniej zadzwonili moi znajomi, ze leca na Wielka Orkiestre w Londynie i czy ide. Zgodzilam sie. Zadzwonilam do kolegi i odmowilam randke. Gdy zaczal zadawac pytania typu "ale dlaczego, co sie zmienilo?" powiedzialam mu, ze go wczesniej ostrzegalam, ze latwiej sie umowic z prezydentem niz ze mna. Obrazil sie chyba, ale na co on wlasciwie liczyl? Kto zawiera znajomosc przez Facebooka? To samo w sobie jest zalosne. Po drugie, znajomi sa dla mnie wazniejsci od facetow ( tzn takich facetow, ktorzy mnie podrywaja).
Ruszylismy na WOSP i bylo super, gralo kilka rockowych kapel, a mnie wiecej do szczescia nie trzeba. Swietnie sie wybawilam, wytanczylam, ale musialam wczesniej zmykac, bo mialam projekt do dokonczenia- zycie architekta. Pozegnalam towarzystwo i ruszylam w strone stacji. Prawda o Londynie jest jedna- predzej spotkasz znajomego gdzies w centrum Londynu niz na wlasnym osiedlu w twoim miescie. Ide podrygujac w rytm "Mr Brightside" Killersow, a po drugiej stronie ulicy Krolewicz Pierolony we wlasnej osobie! Wiedzialam, ze mieszka w tamtych rejonach, ale jakie bylo prawdopodobienstwo, ze wyjdzie po sok akurat w momencie kiedy ja wyjde z imprezy? Nie widzielismy sie od miesiaca, on dopiero wrocil z wakacji i podejrzanie bardzo ucieszylam sie na jego widok. Podejrzewam, ze mialy na to wplyw dwie porcje Gin&Tonic. "Czesc-czesc", "Co tam?- Co tam?" i w koncu…
- Skoro oboje mamy do zrobienia projekt, to moze zrobimy go razem?- zrobil krok do przodu tak, ze czubki naszych butow prawie sie stykaly.
Od dwoch dni chodzilam dziwnie nagrzana, a z Krolewiczem zawsze mielismy sie ku sobie, takze niewiele mi trzeba bylo. Predzej czy pozniej i tak by do tego doszlo. Takze… robimy projekt. To znaczy, teraz on robi na iMacu, wiec siedzi przy biurku i nie widzi co wypisuje na jego laptopie lezac w lozku ( czasem klikam myszka, zeby myslal, ze pracuje w Cadzie). I tak by w sumie nie zrozumial ani slowa. Tego mi bylo trzeba. Troche glupio bedzie jutro isc razem na zajecia (jestesmy w jednej grupie!), bo "gdzie sie uczy i pracuje, tam sie dupa nie wojuje", ale co mi tam. Zwlaszcza po kilku kieliszkach Armand de Brignac.
O, nie wyszlo wcale takie mocno "dla doroslych". Kiedys, jeszcze na pingerze, pisalam z ikra o moich sekscesach. Z wiekiem czlowiek uczy sie, ze "nie slowa, a czyny". Dobrej nocy, ja wracam do "projektowania".
baw się dobrze... projektując :)
OdpowiedzUsuńNaprojektowalam sie, ze hoho :D
OdpowiedzUsuń