Jedna z nauk, jakie wynioslam z domu brzmi:
Wpadlam wiec w wir pracy. Architektura jest swietnym antydepresantem- robiac projekt musisz sie skupic tylko na nim i dzieki temu nie myslisz o problemach. Szczerze mowiac, gdy mysle o sobie za 20 lat, nie jestem pewna czy pozostane architektem w czystej postaci. Ostatnio zafascynowal mnie program V-Ray. Ten program sluzy do tego, by projekt zrobiony w innym programie (teraz pracuje glownie na 3Ds Max) wygladal jak najbardziej jak rzeczywistosc. V- Ray to nie tylko architektura, mozna w nim renderowac animacje wszelkiej masci, projekty ubran, bizuterii. Swietna zabawa.
W zeszlym tygodniu kolezanka Rumunka zaprosila mnie na urodziny. Troche sie obawialam, bo mialam byc jako jedyna spoza kregu bulgarsko-rumunskiego, ale ze dziewczyne bardzo lubie, spielam sie w sobie i poszlam. Impreza odbywala sie w mieszkaniu (po polnocy wyjscie na clubbing), ktore wynajmuja od pewnej Polki-artystki. Co-Za-Wnetrza! Mieszkanko ma maly metraz, ale kazdy jego element jest dopracowany do perfekcji. Na przyklad w kuchni stala wielka sprezyna na ktorej opierala sie misa z owocami. Na scianach wisialy obrazy wlascicielki, na polce dostrzeglam glowe lalki (stara lalka bobas), ktora miala do buzi wsadzonego papierosa Vogue. W przedpokoju stalo "drzewo-wieszak" zrobione z grubego drutu. Na jego galeziach wisialy… kapelusze. Kolezanka przygotowala specjaly kuchni rumunskiej, ktore przypomnialy mi moje dawne podroze po Europie. Szczegolnie smakowala mi zupa-gulasz i salatka z burakow i ziemniakow. Do sponiewierania mielismy dwa domowej roboty rumunskie alkohole- wisniowke (slodziutka jak soczek) i cos, co smakowalo jak chorwacka rakija (i poniewieralo jak tequila- mialo 70%). Byla rowniez zlota tequila (dla tych, ktorzy nie wiedza, zwykla tequile pijemy z sola i cytryna, zlota z cynamonem i pomarancza) i biale wino, ale nie cieszyly sie zbytnim powodzeniem. Ubawilam sie przednio. W prezencie dalam kominek do woskow, podgrzewacze i kilka woskow. Mysle, ze to swietny prezent dla dziewczyny.
Ostatnio mielismy w Londynie "Dzien nalesnika". Nawet na stolowce szkolnej serwowali nalesniki. Kiedys mnie to bardzo krecilo, dzis wole zjesc pozywna zupe Pho (" z wkladka" dodalaby kolezanka przyprawiajac mnie o mdlosci).
W zwiazku z tym, ze wpadlam w wir pracy spedzam duzo czasu w bibliotece. Prawda jest taka, ze zabawa zaczyna sie dopiero, gdy nie mozna znalezc informacji w Internecie (tym razem nie moglam znalezc nic satysfakcjonujacego nawet w bibliotece uniwersyteckiej). Z pomoca przyszla mi RIBA (the Royal Institute of British Architects) i jej biblioteczne zasoby. Mialam znalezc kilka informacji o La Desert de Retz, a utknelam na kilka dobrych godzin. Umarlam i trafilam do nieba. Ludzie pracujacy w bibliotece sa mili i pomocni. A pomocy bedziecie potrzebowac na pewno, bo wiele cennych ksiazek lub niespotykanych magazynow bibliotekarz musi znalezc i przyniesc osobiscie. Wielu ksiazek nie mozna zabrac do domu, ale to nie problem, bo w RIBIe znajdziecie wiele miejsc, gdzie mozna w spokoju posiedziec, poczytac, pouczyc sie. Ewentualnie skserowac kilka stron. Jak dziecko w sklepie ze slodyczami biegalam od polki do polki i sciagalam kolejne pozycje, oby wiecej przeczytac, oby wiecej zobaczyc. Zachecona slowami bibliotekarza poszlam pietro wyzej zobaczyc stare ksiazki. Ilez radosci przynioslo mi ogladanie wielkich ksiag z poczatku XX wieku. Pachnialy staroscia, byly oprawione w skore. Na dole mozna obejrzec mala wystawe modeli zrobionych w wiekszosci na laserowej przycinarce (z duma moge powiedziec, ze mnie rowniez dobrze idzie praca na niej). Do wyjscia z raju zmusil nie wilczy glod i godzina 5- czas zamykac wrota.
Zastanawialiscie sie kiedys co robia studenci architektury skryci za laptopami, gdy w powietrzu unosi sie aromat americano-triple espresso, cisnienie wzrasta, a jedynym zrodlem swiatla sa nadgryzione jabluszka? Prawdopodobnie scroluja Behance. Jest to strona, na ktora artysci z calego swiata wstawiaja swoje portfolia. Niezwykle inspirujaca. Czasem cierpi sie na brak pomyslow, zazwyczaj gdy ma sie kilka projektow na raz i na juz. Wtedy scroluje sie Behance przez kilkanascie minut i w mozgu zapala sie zarowka "Eureka!".
W pracy wspolczesnego architekta najwazniejsza jest umiejetnosc obslugi programow do projektowania (Rhinoceros, AutoCad, 3Ds Max i inne). Programy te nie sa latwe, posiadanie ich jest kosztowne (zakup do firmy kosztuje tyle, ze nie chce tego powtarzac), a kursy daja po kieszeni. Cale szczescie studenci maja mozliwosc z mniej lub bardziej legalnych zrodel sciagnac takie oprogramowanie za darmo i nauczyc sie jego obslugi z tutoriali na You Tube. Zazwyczaj ogladam angielskie tutoriale, bo jest ich po prostu wiecej, ale ostatnio pokusilam sie na polska "instrukcje obslugi". Siedzialam na uczelni ze sluchawkami podpietymi do laptopa i plakalam ze smiechu. Chlopak projaktowal jakis pawilon i mowi: "Tu cos troche wystaje, ale trudno, w Polsce tak sie projektuje, nikt nie zauwazy", "Tu troche krzywo wyszlo, ale nikt nie zwroci uwagi", a wszysto to przy akompaniamencie "Cherry, cherry lady" Modern Talking.
Na koniec krotka historia czerwonego sznureczka. Moj czerwony sznureczek to bransoletka "grupa krwi" od Macieja Zienia. Kupilam ja, bo w tamtym momencie uwazalam, ze to cool, tyle gwiazd nosi czerwony sznurek na nadgarstku. Dopiero pozniej dowiedzialam sie od znajomych i z Internetu, ze noszona na lewej rece to znak kabalistow i ma odstraszac "zle oko". "Zle oko" to slowo klucz w calej historii. O zlym omenie dowiedzialam sie dawno temu od mojego znajomego, ktory opowiadal mi o tym, ze najgorsza krzywde robi sie drugiej osobie zle jej zyczac i czegos zazdroszczac. Wtedy "zle oko" zaczyna dzialac i tej osobie na pewno przydarzy sie cos zlego. Bardzo w to wierze, bo sie sprawdza. Nie raz bylo, ze ktos znajomy kupil nowy samochod prosto z salonu i dopoki sie nim nie pochwalil to bylo dobrze, tylko znajomi sie dowiedzieli, nie minal tydzien, juz lakier porysowany, juz lusterko urwane. Mimo tego, ze jestem katoliczka zaparcie nosilam moj sznurek (nie zdejmowalam nawet do kapieli). Nie laczylam go w ogole z tym, ze nagle wszystko szlo mi jak po masle. Wyjazd do Londynu, poznanie odpowiednich ludzi, architektura, firma, studia, w zyciu nie mialam tyle szczescia. Po kilku latach ( 2 miesiace temu) postanowilam go zdjac. Zdjelam, wlozylam do szuflady. I sie zaczelo- zablokowanie konta bankowego, problemy z odzyskaniem pieniedzy, jakies chore sytuacje, aresztowanie. Ostatnio weszlam do metra, usiadlam na jednym z wielu wolnych siedzen, przejechalam kilka stacji, spojrzalam pod nogi. Siedzialam w wymiocinach. Jak to mozliwe, ze nie zauwazylam ich wsiadajac do wagonu?!
- Tatarka, albo ktos ci bardzo zle zyczy albo zywcem zostaniesz wzieta do nieba- powiedziala kolezanka patrzac na to wszystko
- Wiele osob mi zle zyczy
I wtedy mi zatrybilo. "Zle oko"! Weszlam do domu, wygrzebalam z szuflady bransoletke. Skoro modlitwy moje ani mojej rodziny nie pomagaja, niech bedzie i czerwony sznureczek. Pozostalo tylko splunac trzy razy przez lewe ramie i ugotowac wywar z nietoperza.
Może i ja kupię taką bransoletkę. Też jestem katoliczką, ale wierze w takie przedmioty. Czasem takie rzeczy się sprawdzają ;) a co do pięknie urządzonego mieszkania tej dziewczyny, to wyobrażam sobie jakie musiało robić wrażenie :) ja nie znam się na tej na architekturze jak Ty, ale pewnie tez zauważyłabym "inność" tych pomieszczeń. :D
OdpowiedzUsuńwięc załóż bransoletkę i odczyń urok :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, sama nie wierze w to co sie dzieje. Zalozylam sznureczek i wszystko zaczyna sie ukladac jakby samo. Czyste szarlatanstwo, ale dziala :D
OdpowiedzUsuńnie ważne jak - najważniejsze, że działa :)
Usuńbędzie dobrze Tatarko :)