czwartek, 7 sierpnia 2014

More issues than Vogue



W ogole nie zauwazylam, kiedy minal lipiec. Ba, i tydzien sierpnia.

Ciezko jest wszystko pogodzic- z jednej strony firma, ktora prowadze z Jo, z drugiej strony nowy kontrakt z rodzicami Pana Prady, z trzeciej strony nowy biznes, a przeciez jako urodzona hedonistka musze miec czas na typowe ziemskie przyjemnosci. Przez to czasem zaniedbuje ktorys z apektow mojego zycia… i wierzcie mi, ze nie jest to pedicure. Oczywiscie, pierwszym elementem, ktory zaczal sie buntowac byl Pan Prada, ktory sobie wymyslil, ze jestesmy w zwiazku. Alez mi awanturke zrobil, istna wojenke. Przylecial do Londynu na kilka dni, spotkalismy sie na kolacje i dobrze, ze rowniez na drinka, bo na trzezwo bym tego nie zniosla. Caly czas mi trul, ze powinnam sie przeprowadzic do jego kraju, ze moge pracowac u jego rodzicow, robic raz na jakis czas jakis projekt dla przyjemnosci, a on mi wszystko zapewni. Ze nie bede musiala sie o nic martwic, tylko zebym sie stala hmm… kura domowa? A co dalej pociasnal… dziewczyny… prawie z krzesla spadlam. Ja mu tlumacze, ze on ma takie nazwisko, ze w kazdej firmie architektonicznej/budowlanej przyjma go z otwartymi ramionami, a jesli bedzie chcial zalozyc cos swojego, to tez nie bedzie mial tyle problemow co Kowalski czy Smith. A ja wszystko musze sama wypracowac i bardzo to lubie, to moja pasja. On mi na to, ze nie ma problemu, moge miec jego nazwisko. Na sama mysl o slubie przeszedl mnie nieprzyjemny dreszcz i skurczyl mi sie zoladek. Zupelnie stracilam apetyt. Wiem, ze mialabym z nim (i w jego rodzinie) wszystko, co bym chciala, ale… no prosze Was. Tatarka zona. Zona przy mezu. Przeciez ja, gdy nie robie dziesieciu rzeczy na raz- umieram. Zupelnie gnusnieje i nie moge wstac z lozka. "Projekt raz na jakis czas dla przyjemnosci"? Umarlabym. Oczywiscie, wylegiwanie sie na plazach St. Tropez, zakupy w drogich butikach i restauracjach sa przyjemne… przez pierwsze 3 dni. Wtedy zaczela sie awanturka. Powiedzialam, ze nie jestem kobieta siedzaca w domu. Ze bardzo mi sie podoba to, ze widujemy sie 3 dni w miesiacu, ale intensywnie. Ze to jest moj styl zycia, nie moge zwolnic i nie chce. No i on zaczal swoje gadanie, ze mi sie nie da dogodzic, ze nie da sie byc w zwiazku na odleglosc, ze nie umiem isc na kompromis.


- Moze po prostu jestes kolejnym facetem, ktory nie jest w stanie za mna nadazyc?- wypalilam w koncu.

 Troche sie obrazil, ale potem mu przeszlo i rozmowa skonczyla sie na niczym. On nie ma zamiaru przeprowadzac sie do Londynu, ja nie mam zamiaru wyprowadzac sie z Londynu. Zamkniecie w "zlotej klatce" to nie dla mnie. Musze miec swoja wolnosc, swoje firmy, biznesy, ryzykowac, przegrywac, wygrywac.

To tyle o Pradzie i jego rozterkach. Jego, bo ja nie widze problemu.

To prawda, ze nie ma w zyciu rzeczy niemozliwych. Kiedys, w podstawowce, na plastyce uczyli nas rysowac proste kreski bez linijki. Wychodzily mi jakies kulfony, zupelnie mi nie szlo i uczycielka (na pewno nie nauczycielka) stwierdzila, ze z takimi kulfonami, to artystka nie zostane (a wtedy chcialam byc malarka). Pozniej w gimnazjum na matematyce tez okazalo sie, ze geniuszem nie jestem, co inna uczycielka skomentowala tak, ze pozniej dlugi czas myslalam, ze matematyka to czarna magia. Cale szczescie pozniej spotkalam na swojej drodze ludzi, ktorzy pokazali mi jak rysowac prosta kreske bez linijki i dzieki ktorym matematyka okazala sie przyjemna. Mimo to, kiedy wspominalam o architekturze slyszalam: "nie ma szans, dostac sie na studia na architekture jest bardzo ciezko". " Nie ma szans, inni juz od lat biora lekcje rysunku zeby sie dostac". Na architekture sie dostalam. Pozniej sobie myslalam "kurcze, tak bym chciala isc na studia dzienne, ale jak, skoro utrzymuje sie sama, przeciez musze zarabiac". Poznalam Jo, zalozylismy firme. Dostalam sie na architekture dzienna w Londynie. Z wieloma rzeczami tak mialam. Jakis czas temu myslalam o moim ulubionym filmie "Co za pech, ze nie urodzilam sie wczesniej, tak chcialabym zobaczyc Scarface w kinie". Okazalo sie, ze jest w Londynie kino, w ktorym graja klasyki. Dzis obejrzalam "Czlowieka z blizna" w kinie! Niezapomniane uczucie.


Z takich fajnych rzeczy, to kolezanka kupila na pchlim targu projektor i ekran. Wspaniala sprawa. Zaprosila mnie i kilka innych osob, zrobila domowy popcorn i puscila wybrany przez nia film. "Before Sunrise". Jeden z lepszych filmow jakie kiedykolwiek widzialam. Warto obejrzec. Zakochalam sie w nim, bo spacer noca po miescie, to jedna z przyjemnosci, ktorej nie potrafie sobie odmowic. A gdy ma sie dobrego kompana do rozmowy, mozna spacerowac az do wschodu slonca. Gdy film sie skonczyl rozmawialismy o tym, jakie zrobil na nas wrazenie, co nam sie podobalo. Swietny event. Ta sama kolezanka organizuje wieczorki literackie, gdzie czytamy sobie ulubione fragmenty ksiazek, cytaty, wiersze, uwielbiam to.

Do wszystkich rzeczy, ktore robie doszla organizacja urodzin mojej przyjaciolki. Napisalam do wszystkich najblizszych jej osob, zrobilam rozeznanie, bardzo sie zaangazowalam. Nie bylo latwo, bo kolezanka ma niezwykle mieszane towarzystwo- od artystow, pisarzy, malarzy, squotersow, po architektow, inzynierow. I z architektami jak zwykle byly problemy, no co za glupi rodzaj czlowieka. Mowi architekt. Pisze do jednej dziewczyny, ktora jest po architekturze, mowie co wymyslilam, kto bedzie, itd. Wiem, ze do niej musialam napisac, bo sa z moja przyjaciolka blisko. I co mi ta "architekt" odpisala? Ze nie wie jak ona sie odnajdzie w tym dziwnym, poszarpanym towarzystwie. Cecha, ktorej nie lubie u architektow to przesadna pewnosc siebie, wrecz egocentryzm. Poczucie, ze ten koles, ktory maluje obrazy jest od niej gorszy, bo ona przesiedziala kilka lat wiecej w szkolnej lawce. I umie rysowac w Cadzie. Nawet na polskiej uczelni profesorowie nas przygotowywali, ze bedziemy musieli sie nauczyc rozmawiac z "robolami". Tak, uzywali slowa "robole". A to wielka, wielka szkoda. Gdyby inni architekci, jak ja, otworzyli sie na wszystkie rodzaje sztuki, rowniez tej ulicznej i dziwnej i poszarpanej, to ich prace moze w koncu zaczelyby byc kreatywne. Mam dosc nudnych architektow. Oczywiscie, ze uwalilam wiele projektow, nawet niektore bardzo wazne i drogie, ale cos, co ciezko mi zniesc, to czlowiek bez wyobrazni. Wciaz jestem dosc mloda, by popelniac kosztowne bledy i sie tym nie przejmowac.


Jesli chodzi o otwieranie sie na sztuke, to ostatnio przesadzilam. Nielegalny event, w szemranym miejscu, do konca nie bylo wiadomo gdzie sie odbedzie. Dowiedzialam sie o nim przez moich znajomych artystow. Najpierw byla medytacja. W jakiejsc piwnicy siedzielismy na poduchach, dziewczyna uderzala w dzbany, misy, robila "Ooouuummmm", a potem grala na bebenku. Na poczatku chcialo mi sie smiac, ale po kilkunastu minutach za mocno sie wkrecilam i zobaczylam siebie jako ducha latajacego miedzy galaktykami. Palily sie tam jakies kadzidla, to pewnie przez to. Pozniej przeszlismy do nastepnego pomieszczenia, gdzie trzeba bylo wchodzic pojedynczo. Na srodku pokoju bylo biurko, za nim siedzial facet przebrany za lekarza. Pisal na maszynie. Pytal sie co widzialam, a jego asystent podal mi "leki". Do tej pory nie wiem co to bylo, bo ani ja ani moi znajomi tego nie polknelismy, ale prawdopodobnie jakis narkotyk, patrzac po innych uczestnikach eventu. Zachowywali sie jak w transie. Ostatnim etapem byla scena na zewnatrz. Na scenie lezala zupelnie ucpana dziewczyna w rozowej peruce, obok siedzial koles ubrany w rajstopy i maske. Chlopak czytal na glos ksiazke o duchowosci. Nie bylo gdzie usiasc, wiec ludzie siadali na golej ziemi, albo jak ja, na oponie. Pomyslalam, ze przynajmniej tam ladnie, zielono. Dopiero pozniej skojarzylam przy jakiej roslince siedze. Piekna, zielona maryska. Gdy zrobilo sie ciemno, zaczela sie gra swiatel-koszmar epileptyka. Jakis mezczyzna krzyczal przez gramofon cos o zyciu i smierci. No i wtedy wyszlismy. To bylo dziwniejsze od wszystkiego co w zyciu widzialam. Nie wiem czy polecam i nie wiem, czy chcialabym w tym drugi raz wziac udzial. Dziwne.    


   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...