Dwa posty w ciagu jednego dnia? A co.
Powiedzialam Wam juz o tym, ze jestem bankrutem i pracuje w cukierni (mozecie liczyc na dalszy ciag historii "z zycia splukanej studentki", miejmy nadzieje, ze niezbyt dlugo), opowiedzialam o tym, ze prawdopodobnie nasza firma zamieni sie w moja firme i ze rozmawialam z miedzynarodowa edytorka magazynu Vogue. Wiec teraz czas na sprawy milosne… powialo groza, co?
Wiec czytajcie. Moja kolezanka wymyslila, ze robi sobie taki "tydzien wyzwan", wiecie samorozwoj, pokonywanie siebie, te sprawy. Tak mi sie spodobal ten pomysl, ze postanowilam sie przylaczyc. W zwiazku z tym, ze znamy sie dobrze, zrobilysmy sobie nawzajem tydzien "nigdy bym tego nie zrobila". Oczywiscie wszystko musialo byc bezpieczne, czyli odpada skok ze stromego urwiska do morza… zrobilam to jeszcze zanim skonczylam 15 lat, badzmy dorosli. I o ile moja kolezanka musiala na tydzien pozegnac sie z telefonem (a jest od niego uzalezniona) to ja dostalam wyzwanie… "powiedziec Panu Pradzie prawde". Zaraz dowiecie sie jaka.
- Nie, wez przestan, nigdy tego nie zrobie- wkurzylam sie sama na siebie, ze podzielilam sie z kolezanka tym przemysleniem (prawopodobnie bylam w stanie upojenia alkoholowego)
- No wlasnie, masz tydzien na zrealizowanie tego zadania.
Najpierw trzeba bylo znalezc Pana Prade. Wiecie, ze juz nie studiuje na mojej uczelni, takze w Londynie jest tylko raz na jakis czas, zeby odwiedzic jeden z oddzialow firmy jego rodzicow (dla ktorej ja aktualnie pracuje) albo znajomych typu Krolewicz Pierolony. Zeby go znalezc napisalam do… mojej siostry. To jest dopiero historia. Kiedy moja siostra, Niunius, lat 17 dowiedziala sie, ze juz nie jestem z Panem Prada i to sie raczej nie zmieni, postanowila zagadac na Facebooku do jego mlodszego brata, rowniez lat 17. Bo sluchaja takiej samej muzyki. I dlatego, ze Niunius zerwala ze swoim chlopakiem i "przeciez musiala wstawic fotke na fejsa z jakims przystojniakiem, no nie?". Sluchajcie, taka z tego milosc wyniknela... on juz byl u niej w Warszawie, ona teraz poleciala z nim i jego rodzicami na wakacje (ja sie niestety nie zalapalam na miesiac na jachcie). Tak to robi mlodziez w dzisiejszych czasach. No to pisze do Niuniusia niech mi zlokalizuje Pana Prade. Prada zostal w domu, w Wielkim Ksiestwie. Ok, dobra nasza.
Z St Pancras mamy pociagi do Brukseli, a z Brukseli do Wielkiego Ksiestwa Eurostarem, wiec zabookowialam bilet juz na drugi dzien, zebym sie nie zdazyla rozmyslic. Oczywiscie nigdy sama nie jechalam tym pociagiem, nie wiedzialam na czym polega przesiadka w Belgii, nie wiedzialam, czy go w ogole zastane w tym cholernym Luksemburgu. Niech sie dzieje wola nieba, a ja zawsze dam sobie rade. Oczywiscie zgubilam sie z 5 razy, wypilam kilka kaw i ciagle chcialo mi sie siusiu i zdazylam ubrudzic bluzke czekolada (bo przeciez belgijskiej czekolady sie nie odmawia). Kiedy konduktor powiedzial, ze niedlugo dojezdzamy do Gare costam (moja stacja docelowa) zadzwonilam do Pana Prady, zeby umowic sie na obiad. Nie odebral. Kurde no, zawsze tak jest. Dojechalam na miejsce, poszlam do Starbunia (moge sobie mowic co chce na temat tego miejsca, ale zawsze jest gdy mi ciezko na sercu). Zadzwonilam drugi raz. Odebral.
- Hej, sluchaj, moze poszedlbys ze mna na obiad?- zaproponowalam
- Wiesz, bardzo chetnie, ale jestem w domu rodzicow, bede w Londynie w przyszlym miesiacu…-
Wczesniej namowilam sprzedawczynie, zeby powiedziala w ich jezyku "Tatarka jest w Wielkim Ksiestwie" do telefonu. Znowu przylozylam telefon do ucha. Cisza. I po chwili:
- Are you kiddin' me?! Oh, fuck, ok, ok- cos spadlo po drugiej stronie (mam nadzieje, ze nie jakies zwloki)- Skad cie odebrac? Bede za 20 minut.
Spedzilismy przemile popoludnie, nawet nie wiedzialam , ze az tak sie za nim stesknilam. W koncu znalezlismy odpowiednie miejsce na obiad. Pyszne jedzenie, biale wino i…
- Wlasciwie to dlaczego przyjechalas?- w tym momencie zamarlam, bo wlasciwie zapomnalam, ze przyjechalam, bo sie zalozylam, ze powiem prawde. Oh nie, wolalabym przyjechac w sprawach biznesowych, ale przeciez nie bede klamac.
- Bo wiesz, przemyslalam sobie wszystko to o czym rozmawialismy, dlaczego sie rozstalismy- zaczelam jak zwykle od dupy strony- i to, ze nie zasluzyles na takie traktowanie.
- Raczej nie- zrobil taka mine, ze troche stracilam zapal, ale ciagnelam dalej. Na pewno nie napisze tego slowo w slowo, jak mowilam, ale postaram sie,
- Pomyslalam tez, ze nigdy ci nie powiedzialam, ze cie kocham od momentu, kiedy oboje (tak naprawde to we troje z Krolewiczem Pierolonym, ale nie chcialam poruszac drazliwego tematu) zgubilismy sie na uczelni drugiego dnia szkoly. I powiedzialam ci, ze masz na imie jak karma dla kota.
- I przyjechalas po to zeby mi przypomniec, ze mam na imie jak zarcie dla kotow? - pociagnal dlugiego lyka z kieliszka
- Przyjechalam po to zeby ci powiedziec, ze nic sie od tamtego momentu nie zmienilo- wydusilam to z siebie w koncu. W szoku jestescie co? Ja tez bylam kiedy doszlam do tego wniosku.
- Wiedzialem, ze mi to zrobisz. Nic sie nie zmienilo lacznie z toba- jego reakcja mnie zaskoczyla- Ty chcesz tylko tego, czego nie mozesz miec. Nawet nie udawaj, ze nie wiesz, ze jestem w zwiazku.
O kurka wodna. Niunius miala mi o czyms powiedziec… no wlasnie- miala i zapomniala. A ja jechalam z Londynu tyle godzin, zeby wyznac milosc chlopakowi, ktory poltora roku o mnie zabiegal, a kiedy w koncu sobie kogos znalazl, to ja postanowilam mu wyznac milosc. Rece opadaja. Tak zdenerwowal, ze wstal i sobie poszedl.
Kelner zapytal mnie czy wszystko w porzadku i dolal mi wina.
- Taaa, moze byc- odpowiedzialam i zdecydowalam, ze nie bede przezywac. W koncu taki ladny dzien, miasto, atmosfera…
Pan Prada wrocil po 3 minutach.
- Masz ochote na jakis deser? wiecej wina?- Zapytal w locie
- Nie, dzieki
Nie czekajac na rachunek, poszedl do baru zaplacic i znowu sobie poszedl. Najs, wrocil zaplacic za nasz obiad. Tyle dobrego. Dalej sacze to wino, bo w sumie dobre, a skoro mam spedzic samotny wieczor w obcym miescie to latwiej mi bedzie, kiedy bede znieczulona. Sacze, sacze, obserwuje przechodniow, wchodze w stan medytacji, bo czuje, ze jesli uswiadomie sobie co wlasnie zrobilam to zaczne soba gardzic. Mija dobre 20 minut. Wrocil.
- Zapomnialem, ze nie jestesmy w Londynie, a ty nie znasz miasta- powiedzial tonem o wiele spokojniejszym
- Nie musiales, w porzadku, zaraz bede bookowac pokoj w jakims hotelu, tylko mi sie telefon podladuje- machnelam reka
- Nie, nie, juz troche wypilas, na pewno nie zostawie cie w takim stanie.
- Nie musisz sie nade mna litowac, sama jestem sobie winna, to dobra lekcja.
Ostatecznie pojechalismy do jego domu. Cicho i pusto, bo reszta rodziny na wakacjach. Co chwila "bzykal"mu telefon. Az w koncu poszedl zadzwonic. Nie zrozumialam ani slowa. Zrobilam sobie herbate, zaczelam przegladac jakis katalog z meblami.
- Moja dziewczyna jest przed drzwiami- rzucil marynarke na fotel
- To ja sobie moze jednak pojde- takie sytuacje to tylko made in Tatarka's life. Pamietacie jak zemdlalam w uniwersyteckiej lazience i narobilam problemow Krolewiczowi Pierolonemu? To wlasnie do takich sytuacji mam talent.
- Nie, nie, poczekaj, niech pomysle.
Plan byl taki, ze mam siedziec w salonie i sie pod zadnym pozorem nie odzywac. Od poczatku wiedzialam, ze to glupi pomysl, no ale to jego dom, jego dziewczyna, a ja przeciez chcialam nocowac w hotelu. Init?
Tak ja trzymal w tych drzwiach, tak sie pokretnie tlumaczyl, ze jak ona nie wbila do tego salonu, to o malo co sie nie przewrocila jak mnie zobaczyla. Pewnie spodziewala sie kazdego tylko nie mnie. Ewidentnie od poczatku wiedziala kim jestem. Facebookowa moc.
-Ty… Co ty tu robisz?!- Zapytala po angielsku, czyli ze wiedziala
- Ja… eee- pamietajcie, ze mialam za soba cala butelke wina- przyjechalam w sprawach biznesowych
Prada najwyrazniej wyluzowal i podsmiechiwal sie w kacie.
Ona powiedziala cos po ichniemu spojrzala na mnie i na niego z odraza i wyszla trzaskajac drzwiami.
- Troche sie zdenerwowala- skomentowal Prada- miala dzis do mnie przyjechac na noc, a ja odmowilem w ostatnim momencie.
Po prostu komplet. Obecna dziewczyna, ja wyznajaca milosc, nie wiem, szkoda, ze tam jeszcze nie zwymiotowalam na podloge to juz bysmy mieli komedie w stylu "50 twarzy Greya". To jest takie zenujace, ze jak to pisze to sie wstydze. Bylo juz dosc pozno, wiec wzielam prysznic, spalam w jego pokoju, a on w pokoju swojego brata. Pozwolil mi uzyc swojego komputera, zebym zaklepala bilety na nastepny dzien. Zrobilam cos, czego nigdy bym nie zrobila (haha, o ironio!) i przewertowalam mu pulpit. I znalazlam to, czego szukalam. Nasze wspolne zdjecia. Mozliwe, ze byly dla niego tak nieistotne, ze zapomnial, ze je ma, a moze…
Rano zjedlismy sniadanie i odwiozl mnie na pociag. Moj juz czekal, wiec mowie:
- Dzieki, ze moglam u ciebie przenocowac, to juz sie wiecej nie powtorzy, I promise- usmiechnelam sie odwrocilam, a on PACH! zlapal mnie za reke, przyciagnal do siebie i tak pocalowal, ze wszystkie gwiazdy mi zawirowaly nad glowa.
- A to co?- zapytalam, kiedy juz zlapalam oddech
- Musialem cos sprawdzic- powiedzial- Idz, idz, bo sie spoznisz. Do zobaczenia w Londynie.
No i poszlam. I nie wiem co o tym myslec. Ale nie moge sobie zarzucic, ze nie probowalam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz