Po powrocie z Luksemburga stwierdzilam, ze koniec glupot. Popracuje jak normalni ludzie, przestane wchodzic w bezsensowne zwiazki, romase i tym podobne. Slowa dotrzymalam przez 20 minut.
Nie zdazylam jeszcze ochlonac ze wstydu, ktory sama sobie zgotowalam (czyt. poprzedni post), a w czasie przerwy w pracy patrze na telefon-2 nieodebrane polaczenia od Pana Prady. Dylemat- oddzwonic, czy udawac ze nie mam czasu? Ugryzlam bajgla z lososiem i serkiem Philadelphia (o weganizmie zapomnialam juz dawno temu, a szkoda). "A co ja mam do stracenia?". Dzwonie.
- Dzwoniles do mnie- zaczelam nie wiedzac czego sie spodziewac
- Yes, ile dni wolnego masz?
- Ale ze co, ze teraz?- zeskrobywalam zaschnieta czekolade z jasnych spodni (uroki pracy w cukierni polaczone z niemozliwoscia dopasowania stroju do zaistnialej sytuacji)
- W tym tygodniu
- Dwa, moze trzy moge miec, a co?
- Ok- odlozyl sluchawke.
Caly Pan Prada. Zagryzlam bajgla mini babeczka z kremem limonkowo-kokosowym i pomyslalam, ze ta praca ma swoje plusy. Na przyklad darmowe slodycze i park 3 minuty drogi od pracy. Kiedy pierwszy raz zobaczylam ten urokliwy parczek przy kosciele moja archtektoniczna czesc mozgu zrobila TING-TING! Cos tu nie gra. Tu nie powinno byc parku. Przeszlam sie naokolo, popatrzylam po krzakach- tak jak myslalam. To cmentarz. Ludzie beztrosko jedza buleczki tuz nad starymi grobami, a tablice wciaz sa ustawione pod plotem, w krzakach. Moze za duzo sie naogladalam horrorow, ale juz widze jak sie pod kims zapada ziemia i wpada do starego grobu. Mam nadzieje, ze to nie bede ja.
Po calym dniu i wieczornym odkurzaniu odkurzaczem Henry, mialam tej pracy po dziurki w nosie. O ile kontakt z klientem, polecanie slodyczy i pakowanie ich w ladne pudelka to sama przyjemnosc, to sprzatanie sklepu po calym dniu jest istna katorga. Nie wiem jak ludzie latami pracuja w takich pracach. Mi wlasnie mija 2 tydzien (z przerwa, a o ktorej zaraz opowiem) i juz czuje, ze to nie dla mnie. Co innego robic projekty architektoniczne przez 15 godzin na dobe, a co innego przez 8 godzin pracowac na obcy biznes. Docenilam architekture. Biore ja taka jaka jest ze wszystkimi wadami, wracam jak syn marnotrawny.
Jeszcze zanim opowiem co wymyslil Pan Prada powiem jaki swiat jest maly. Najpierw wstydzilam sie tej pracy i stwierdzilam, ze nikomu o niej nie powiem (oprocz mojego ksiegowego). Ale pogadalam z moim ksiegowym/ consigliere i on mi powiedzial, ze jak mnie zna to zaraz znowu cos wykombinuje, a taka praca pomoze mi lepiej poznac ciezko pracujacych ludzi i rozwinac sie w strone, ktorej jeszcze nie poznalam. Przyznalam mu racje i zaczelam traktowac nowa sytuacje jako okazje do nauki i rozwoju. Wszystkim powiedzialam gdzie pracuje. Z duma. I sluchajcie jaka akcja. Do cukierni przyszla jakas dziewczyna na dzien probny i patrzy na mnie, obserwuje. Tak sie patrzyla, ze az zapytalam:
- Czy moge ci w czyms pomoc?
- Ja cie chyba znam- miala mine zaskoczono-przestraszono-zdziwiona
Probowalam sobie przypomniec, ale nic z tego- nie znam czlowieka.
- Studiujesz w …..- w koncu powiedziala
- Tak, studiuje- juz zaczelo mi sie ukladac w glowie kim moze byc
- Ty jestes Russian Queen...- wymknelo sie dziewczynie- To znaczy…eee… no.
- Nie przejmuj sie, wiem ze tak na mnie mowia.
Ta ksywka zawsze mnie bawila. Rosjanki to piekne kobiety, wiec nie mam nic przeciwko, tym bardziej, ze na Krolewicza Pierolonego mowili Rasputin, co jest jeszcze smieszniejsze.
- Ale co ty tu robisz, przeciez pracujesz u Panstwa Pradow, zakladalas swoja firme?!
Chyba zburzylam dziewczynie jakies idealy ta moja praca w cukierni.
- Kazdemu moze sie noga powiac- wzruszylam ramionami- zreszta to praca jak kazda inna. Ty tez przeciez masz zamiar tu pracowac.
- No tak. Faktycznie.
Na pewno rozgadala juz reszcie szkoly, ze ta "Russian Queen" to nie taka queen i ze moze im sprzedac ciastko (i kawe do tego). Nie czekalam na pielgrzymki z uczelni. Wstawilam na Facebooka moje usmiechniete zdjecie w fartuszku, z wlasnorecznie zrobionym tortem (bo mamy tez cake school, gdzie pracownikow ucza robic podstawowe ciasta, zeby umieli je dokladnie opisac klientom). Mialo wiecej lajkow niz moje zdjecia z projektami.
Wracajac do Pana Prady. Po pracy znowu znalazlam na telefonie kilka nieodebranych polaczen od niego. Zadzwonilam:
- Co znowu?
- Czy mozesz wziac wolny weekend?- zapytal- Powiedzmy piatek, sobota, niedziela?
- I guess…
- To wez i badz gotowa w piatek rano.
Wyciagnelam z niego, kiedy to dokladnie jest rano (bo dla mnie rano to 11.00, a okazalo sie, ze chodzi o 7.00) i ze kostium kapielowy sie "moze przyda". I ze nie musze brac paszportu. Sugerowalam, ze moze nie mam ochoty na jechanie z nim gdziekolwiek, ale mialam niewiele do gadania (i po prawdzie to chcialam gdzies sie wyrwac).
W piatek rano podjechal po mnie samochodem i powiedzial, ze jazda bedzie trwala ok 3 godzin.
- Miales przyleciec do Londynu za miesiac- zaczelam zapinajac pasy
- Zmienily mi sie plany- odpowiedzial usmiechniety, swiezy i pachnacy
W czasie drogi dowiedzialam sie m.in. ze nie jest z ta dziewczyna, ktora wpadla do jego domu, kiedy ja tam akurat bylam.
- Wiesz, nie moglem zniesc tego, ze nosi bawelniana bielizne- wytlumaczyl zartem (chyba)
W polowie drogi okazalo sie, ze jedziemy do wiejskiego domku jego rodzicow. "Domek na wsi" okazal sie olbrzymim obszarem, na ktorym znajdziecie maly lasek, jezioro, wielki ogrod kwiatowy i dom, ktorego na pewno nie nazwiecie "domkiem".
Przyjemnie bylo opalac sie na "plazy". Opalamy sie, smiejemy, moja siostra wysyla mi zdjecie- ona i mlodszy brat Pana Prady na jachcie. W poprzednim wpisie pisalam Wam, ze Niunius romansuje z bratem Pana Prady i pojechali teraz razem z jego rodzicami na wakacje.
- Mowiles komus o tym, ze zabierasz mnie na wies?
- Nikt o niczym nie wie- pociagnal lyk whisky z kostkami kamieni (taki myk, zeby nie rozrzedzac alkoholu) chyba w John Lewis widzialam takie do kupienia- Chodz, zrobimy selfie i wyslemy dzieciakom.
Odpowiedz mojej siostry na selfiaka: "?!!?!?!?!?!". Odpowiedz brata Pana Prady: jego selfie z podniesionym kciukiem.
Przy okazji dowiedzialam sie jakim cudem moja siostra wyciagnela sie na 4 z niemieckiego. Zarowno Niunius jak i ja z jezyka niemieckiego wyzej niz 3 nigdy nie skakalysmy. Ja twierdzilam, ze to "jezyk wroga", Niunius uzywala znacznie brzydszych slow. Okazalo sie, ze niemieckojezyczny chlopak moze byc uzyteczny w pisaniu wypracowan.
Te trzy dni niezle mi namieszaly w glowie. Pan Prada powiedzial mi, ze nie jest mnie pewien, bo ja ciagle zmieniam zdanie.
- Ale umiem piec najlepsze brownies w miescie- odpowiedzialam i odtanczylam "taniec krasnoludkow" (taniec wymyslony przeze mnie i moja siostre polegacy na uginaniu kolan i zarzucaniu na boki biodrami).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz