piątek, 6 listopada 2015
Tatarka… mamusia?!
Romans ma krotsze nogi niz klamstwo.
Zebym ja jeszcze oklamac kogos chciala… ale nie, ja tylko po ludzku chcialam zataic sprawe. Przemilczec, udawac, ze to nie ja. I oczywiscie sie wydalo. Znaczy nie "sie" samo. Ktos pomogl tej "z'brodni" wyplynac na wierzch. Lubie slowo "zbrodnia". Ogladaliscie "RRRrrrr!!!"? Z jakichs powodow jest to dla mnie najsmieszniejszy film na swiecie. I tam byla "z'brodnia".
- Moglbym powiedziec "mooord", ale nie... "z'brodnia!"
Ubaw po pachy.
Wracajac do tego co sie wydarzylo- mielismy "dzien krytyka" na uczelni. Juz Wam o tym wspominalam. Raz na kilka tygodni mamy taki dzien, kiedy przynosimy cala nasza prace i o niej opowiadamy przed profesorami, wolnymi sluchaczami, kto tam sie jeszcze przypaleta. Przyjemnosc srednia. Nie wiedzialam kiedy moja kolej, czy we wtorek czy we czwartek. Pomyslalam, ze fajniej by bylo we czwartek, wiec w poniedzialek poszlam spokojna spac, bo tak bylam pewna tego czwartku. Budze sie rano we wtorek, czytam liste- dzis o 11.00. Poprzeklinalam pod nosem, bo za duzo nie przygotowalam, a jest taki zwyczaj, ze przed "critem" zarywa sie noc, zeby jak najwiecej przyniesc. No nic, nie dajmy sie zwariowac. Zgralam wszystko co mialam na pendrive, podjechalam do mojej ulubionej drukarni, oddalam prace w rece drukarza, a sama z przyjemnoscia wypilam kawke w oczekiwaniu na wydruki. W tej drukarni place 2 razy tyle co w szkolnym punkcie druku, ale luksus jaki daje mi drukowanie bez kolejki, nawet kiedy przyjade w ostatniej chwili, kawa na miejscu, nie ma ceny. Wchodze na uczelnie, patrze, znajomi zestresowani, blado-zieloni z niewyspania, ale ich kartki wygladaja duzo lepiej od moich. Patrze drugi raz- w "krytykach" pani profesor, ktora uchodzi za "Hitlera" uczelni. Matko bosko milosno, fafluchte, przeciez ona kaze mi wyjsc raus!, jak porowna sobie moje wypociny z tymi pracami. Musialam dzialac szybko, zeby uratowac tylek przed kompromitacja.
- Kto chce krytykowac kolezanke?- zapytala profesor.
Nikt ze studentow nie pali sie do "krytykowania". Polega to na tym, ze kolega z grupy dostaje kartke z pytaniami i na podstawie wypowiedzi krytykowanego musi udzielic na nie odpowiedzi. Zglosilam sie na ochotnika i juz mialam pytania, na ktore bede musiala odpowiedziec podczas, kiedy ja bede "krytykowana". Cyknelam fotke telefonem, wypelnilam ankiete, a potem usiadlam w kacie i przygotowalam moje przemowienie. Wiedzialam, ze musi byc ponad przecietna, bo moje kartki sa ponizej. Mialam asa w kieszeni- ja jako jedyna sie wyspalam. Wierzcie mi, ze przy zmeczeniu jakiego doznajemy, wielu ludzi wychodzi na srodek, patrzy na swoje kartki i nie wie co ma powiedziec. Tez tak raz mialam. W mojej sytuacji podjecie ryzyka bylo jedynym wyjsciem. Powtorzylam sobie w myslach kilka razy, ze jestem Tatarka, sprzedam piach na pustyni. Potraktowalam projekt jak biznes. Musialam go sprzedac.
Kiedy przyszla moja kolej, wyszlam na srodek, grupa momentalnie ucichla. Ciekawilo ich, jak tym razem sie wybronie. Niektorzy pewnie liczyli, ze "Hitler" mnie zrowna z ziemia. Popatrzylam na ludzi, poczulam przyjemny chlod towarzyszacy odchodzeniu nerwow. "Let's go, let's go" pomyslalam, bylam gotowa.
Jak nie zaczelam opowiadac o znaczeniu mojego projektu dla srodowiska, inspiracji Malevichem, historii miejsca, to sama nie wiedzialam, ze takie slowa znam po angielsku. Na koniec na poczekaniu wyrysowalam moje pomysly. I…
- Chcialabym ci jakos pomoc, ale widze ze jako jedna z nielicznych dobrze wiesz co robisz na tych studiach. Brawo- powiedzial Hitler i zaklaskal
"Hitler kaputt"przeszlo mi przez mysl, chociaz szczerze mowiac myslalam, ze przesadzilam z tym rozmachem. No i ogolnie pochwalili moja kreatywnosc i retoryke, potem mi oczywiscie wypomnieli, ze czaruje, czaruje, a na tablicy siano jak w westernach przelatuje. Jakkolwiek na plus- zaliczone. I tu sie zaczyna akcja. Zadowolona zdejmuje moje kartki z tablicy i podbiegla mi pomoc kolezanka. Ta kolezanka. Ta, ktora widziala mnie i Luke.
- Widze, ze romans z wykladowca ma na ciebie dobry wplyw- wbila mi szpile odklejajac moje A1 z tablicy.
- Oh, zebys wiedziala, jak dobry- bylam w doskonalym humorze, nie dalam sie zagiac- nikt mnie tak nie relaksuje jak on. If you know what I mean.
Pozniej sie okazalo, ze ona przygotowala duzo wiecej ode mnie. Jej kartki byly tak zainspirowane ostatnim projektem Luka, ze az mnie korcilo, zeby cos powiedziec. I nie zaliczyla. Ani jego, ani crita. Sorry. Nie zaliczyla, bo skupila sie na ozdabianiu wnetrza, co na kartkach robilo wrazenie, ale na krytykach nie, bo studiujemy architekture ogolna, a nie wnetrz, temat byl inny. W dodatku dziewczyna ma troche za duze ego i zaczela sie wyklocac z profesorami, kiedy zauwazyla, ze nie sa zachwyceni jej praca. To tak ja rozbujalo, ze po-szszszla rozpowiadac plotki, zamiast sie wziac za robote. Moi dobrzy znajomi juz wczesniej o tym wiedzieli i nie robilo to na nich wrazenia. Nawet dodatek "i dlatego Tatarce tak dobrze idzie". Lajf.
Teraz krotko o Norwegu Zimnym Jak Fiordy. Do tej pory bylam pewna, ze sie we mnie zauroczyl. Bo tak przychodzi, przytula sie, zagaduje. Pamietacie, ze jest zareczony? No, ja tez pamietam, dlatego te zachowanie bylo dla mnie czyms w rodzaju "zauroczyl sie chlopak, a wie, ze nic z tego nie bedzie to chciaz sie poprzytula". Okazuje sie, ze to ma glebsze podloze psychologiczne. Dopiero we czwartek, kiedy on mial crita, zrozumialam o co chodzi. Weszlam na uczelnie zrelaksowana, nie zdazylam zdjac kurtki a on juz do mnie podlecial i sie zali, ze nie spal cala noc, ma pustke w glowie i nie wie co ma robic i "przytul". To takie przyjacielskie, ale juz nasza tutorka myslala, ze jestesmy razem. Dalam mu klucze do mojego mieszkania i kazalam isc sie przedrzemac (bo mial crita dopiero za 2 godziny, a moje nowe mieszkanie jest blisko uczelni). Poszedl, wrocil, wyszedl na crita i mowi: " Tatarka, bede na ciebie patrzyl, ok?". "Ok" odpowiedzialam i wszystko mi sie ulozylo. Wychowywal go samotny ojciec. Nigdy nie mial matki. Ta jego narzeczona to wciaz dzieciak, jak on sam. On widzi we mnie matke. To znaczy nie, ze swiadomie. Prawdopodobnie on sam mysli, ze czuje cos do mnie i nie wie co. A ja mu faktycznie troche matkowalam. Nigdy sie tak nie zachowuje wobec faceta, na ktorym mi zalezy w sensie zwiazkowym, bo facet to ma byc facet. Jak go glowka bolala, to ja dalam tabletki. Jak potrzebowal drobnych do maszyny z napojami, to mu dalam. Doszlo do tego, ze patrze, a on mi grzebie w torbie. Szukal ciasteczek. Powaznie. I sie sprawa wyjasnila. Musze to troche ukrocic, bo o ile nie mam nic przeciwko byciu cioteczka wszystkich zwierzat swiata, to bycie mateczka Norwega moze sie skonczyc krzykiem "nie jestes moja prawdziwa mamusia!".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze tej gwiazduni, że nie zaliczyła. Tak to jest jak ktoś chce za wszelką cenę dogryźć innym. Dobro daje dobro. Podbijaj świat! ;)
OdpowiedzUsuń