czwartek, 17 lipca 2014

Kochamy szarady






Wczesniejszy wpis wciaz aktualny. Nie rozmawiam z rodzicami, ogolnie stwierdzilam, ze nie moge sie az tak przejmowac rodzina, bo z rodzina to wiadomo… najlepiej na zdjeciu. I to tez daleko od siebie ustac, zeby mozna bylo sie odciac.


To co za nami, to za nami, a to co dzis… IIIIII!!!!
Oczywiscie nie dam rady wszystkiego opisac, jestem zmeczona, mam duzo pracy i po prostu nie da sie wszystkiego opowiedziec, ale takie glowne, najwazniejsze.

W zwiazku z tym, ze mam intensywny okres (o tym za chwile, najlepsze zostawiam na koniec) zabookowalam wakacje z kolezanka. Dokad? Dowiecie sie ze zdjec. A i pewnie napisze cos. Amsterdam wciaz aktualny (mimo drobnych zmian), bo wlasciwie juz nie musze go odwiedzac, ale tak sie napalilam, przeczytalam przewodnik od deski do deski, poszukalam informacji w Internecie. Musze, po prostu musze. Ah, no i Monako… ale o tym w innym wpisie, za duzo slonca w calym miescie.

Kilka dni temu migrena rozrywala mi glowe. Koszmar. Dzwoni Pan Prada:

- Sluchaj, moja mama dzis przylatuje do Londynu, moze chcialabys sie z nia spotkac?


Pani Prada stwierdzila, ze nie moga jej ominac wielkie przeceny w Londynie i przyleciala niespodziewanie. OMG. Kiedy dostaje sie bilet na lot w kosmos nie pyta sie, ktore sie ma siedzenie. Pewnie, ze sie spotkam, mimo mroczkow przed oczami. Czy sie stresowalam? Nawet nie pytajcie, obejrzalam sie z kazdej strony zanim weszlam do restauracji, w ktorej sie umowilysmy. Dziekowalam sobie w duchu, ze bylam ostatnio u fryzjera i na mani/pedi. Takie sprawy "last minute" sa najlepsze, bo wielki pryszcz, ktory pojawia sie ZAWSZE, gdy ma sie pierwsza randke albo rozmowe kwalifikacyjna nie zdazy sie pojawic. Pani Prada, tak jak myslalam, robi niesamowite wrazenie, a Pan Prada odziedziczyl po niej delikatne rysy. Piekne, dlugie blond wlosy i opalona skora, ktora przy takich szlachetnych rysach nie wyglada tandetnie. Cere ma tak gladziutka i promienna, ze mogla by zostac twarza marki La Mer. Oczywiscie, na pewno duza role pelnia tu roznego rodzaju zabiegi, typu kwasy, moze nawet botox. No, ale przeciez nie pytalam. Usta miala troszke podpompowane. Tez sobie poprawie. Okazuje sie, ze wcale nie trzeba miec "efektu karpia". Pozazdroscilam jej figury, bo mimo skromnego ubioru (biale, obcisle spodnie przed kostke, jasne espadryle Chanel i bezowa bluzka z lejacego materialu) widac bylo, ze seksowna z niej bestia. Tatarko, nie mozna tak mowic o mamie chlopaka… ale ona naprawde jest seksowna bestia. Troche glupio, bo jest ode mnie 20 lat starsza, a mnie na silownie wciaz "za daleko". Mimo ze wykupilam karnet w miejscu, ktore znajduje sie kilka krokow od mojego domu. Jestem kompletnie oczarowana i zachwycona jej wygladem i osobowoscia. Taka kobieta chce byc za 20 lat. Ok, koniec ochow i achow.
Zaskoczylo mnie to, ze pali, a i tak ma taka swietna skore. Miala ze soba Marlboro kupione ostatnio w Dubaju (co tlumaczy opalenizne)- bez ostrzezen o raku i zdjec truposzy na paczce! Bylam zachwycona. Dodatkowo byly dluzsze niz normalne. Pudelko mozecie zobaczyc na moim Instagramie. Ciekawa sprawa. No i najwazniejsze- pokazalam jej projekty firmy, zrealizowane i te nad ktorymi pracujemy, moje projekty z uczelni, moje projekty, ktore robie w wolnym czasie i… doszlysmy do porozumienia. Moge zostac w Londynie (po skonczeniu studiow sie zobaczy), projekty bedziemy wysylac przez internet, ewentualnie poczta, jesli chodzi o modele, makiety. Bedziemy mieli kontakt telefoniczny i Internetowy, czasem ja albo Jo bedziemy musieli sie przeleciec do Wielkiego Ksiestwa, ale nie za czesto. Duzo spraw musialysmy ustalic. Miedzy innymi sprawe mojego "zwiazku" z Panem Prada. Smieszne, niesmieszne, ale nie chce sytuacji, ze koncze zwiazek=zrywam kontrakt. No i doszlysmy do porozumienia. Czy moge byc bardziej szczesliwa? Ten tydzien uplynal pod znakiem szampana.



Duza cene przyszlo i przyjdzie mi za to zaplacic. Wydaje mi sie, ze na kazdy sukces musi byc okropiony potem, krwia i lzami. Nie mozna miec wszystkiego- gdy jedno sie udaje, drugie sie sypie, tak juz musi byc.

Kolejna sytuacja. Dzien po spotkaniu z Pania Prada, przechodzilam przy naszym londynskim Laduree i poczulam ochote na deser. Kto by nie poczul. W Laduree na Convent Garden jest cudownie, przystojni kelnerzy, pyszne jedzenie. Moja kolezanka mowi, ze czuje sie tam jak Alicja w Krainie Czarow. Tylko truskawki do szampana nieco zdechle, ale to moze przez wyjatkowo upalna pogode tego dnia. Siedze, delektuje sie deserem, wstawiam zdjecie na Instagram i… widze kogos znajomego. Maliny mi stanely w gardle. Idzie Pan Wladca Swiata i Okolic. Krolewicz Pierolony we wlasnej osobie. Na tyle znajomych osob, ktore akurat mogly tamtedy przechodzic, wlasnie on. Widocznie rowniez nie mogl pozwlic, by londynskie przeceny go ominely, bo niosl kilka toreb z butikow. Idzie, puszy sie, jego pewnosc siebie, niemal przewraca mi kieliszek. Powiedzial cos, do dziewczyny, ktora mijal, tamta az cala spasowiala i zachichotala. Kokiet. Jest szansa, ze mnie nie zauwazy. Nie patrz sie, nie patrz sie, idz sobie.

- Tatarka?! Co u ciebie? Tyle czasu sie nie widzielismy- Jak pech, to pech
- Chyba mocno nie teskniles.
- Kazdego dnia. A ty tak sama? A gdzie Prada?- Gry miedzyludzkie. Kocham szarady. Przysiadl sie do mojego stolika i machnal na kelnera.

Na poczatku nie mialam ochoty mu wiele tlumaczyc i myslalam, ze zje ciastko i sobie pojdzie. Jakze naiwna bylam. Stwierdzil, ze w zwiazku z tym, ze podpisalam umowe i, ze dzis jest szczesliwy dzien, bo niechcacy sie spotkalismy, musimy wzniesc toast. No to wznieslismy. Z 10 razy. Szampanem. Wiecie co to upal+babelki? Katastrofa psze Panstwa. Katastrofa. Londyn jest miastem bardzo romantycznym. Zwlaszcza latem, w srodku tygodnia, kiedy zachodzi slonce, upal az tak nie doskwiera, turysci siedza na Oxford Street albo pod jakims innym Big Benem, wiec londynczycy moga w spokoju spacerowac po sekretnych miejscach, tylko dla mieszkancow. Polecam wszystkim zakochanym. I TYLKO zakochanym, a nie dwojgu ludzi w zwiazkach (w tym jedno jest zareczone). Spacerowalismy, smialismy sie, dobrze sie nam rozmawialo, bylo bardzo przyjemnie, mlodzi, szczesliwi, zakochani (nie w sobie, ale jednak), czulam sie jak bog zycia, spojona z natura, calym kosmosem (pijana bylam) az tu nagle… Krolewicza poniosla atmosfera objal mnie ramieniem, przyciagnal do siebie i pocalowal. No i tak troche sie calowalismy. Cale szczescie wtedy przetrzezwialam i odsunelam go od siebie.

- Krolewicz, w co ty grasz?

Zmieszal sie, przeprosil, zlozyl wine na szampana i atmosfere.


- Po prostu uwazam, ze wasz zwiazek z Prada jest smieszny- powiedzial, a we mnie sie zagotowalo
- Powiedziec ci co jest smieszne? Twoje narzeczenstwo z ta biedna dziewczyna, ktora zdradzasz na kazdym kroku.
- O co w ogole miedzy wami chodzi? O firme jego rodzicow? Juz podpisalas kontrakt, mozesz przestac udawac, ze cos was laczy.

Moglam sie wtedy zdenerwowac, zwyzywac go od meskich dziwek (i wcale bym nie wymyslala). Opanowalam jednak nerwy, bo ja znam prawde. I Wy tez. Od samego poczatku chodzilo mi o Prade. Nie wiedzialam wczesniej o firmie jego rodzicow. Dopiero jakos w grudniu go wygooglalam i myslalam, ze zle wpisalam nazwisko. Krolewicz byl tak troche na przeczekanie, bo Pan Prada zdawal sie mnie nie zauwazac. Jest fajnym kumplem, swietnie caluje i nie tylko, dobrze sie nam rozmawia, traktuje kobiety jak damy (w tym problem, ze wszystkie tak traktuje, nie tylko ta jedyna). Ale same widzicie. Jak mozna byc w zwiazku z kims, kto nie potrafi sie trzymac jednej kobiety? Nie da sie. Pan Prada jest mniej przebojowy niz Krolewicz, bardziej spokojny i ulozony. Bardzo mozliwe, ze nigdy nie da mi tych emocji, ktore serwuje mi Krolewicz. Mozliwe, ze jeszcze przez kilka dlugich miesiecy na wspomnienie o Krolewiczu bede czula mrowienie w dole brzucha. I tak, to bedzie olbrzymim problemem, ze Pan Prada i Krolewicz sie przyjaznia. Jakkolwiek, wybralam, zdecydowalam.
Jeszcze chwile pospacerowalismy, w koncu Krolewicz zlapal mi taksowke i zaplacil z gory za moja podroz do domu. Nie zdazylam otworzyc drzwi, kiedy dostalam sms-a od Krolewicza:

"Udawajmy, ze nie bylo dzisiejszego spotkania. Ok?"
"OK"- odpisalam
 
 

1 komentarz:

  1. Dużo się działo widzę. W sumie koniec końców nie były to złe sytuacje ;) Tylko Królewicz trochę przesadził. Życzę powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...