Swieta tuz-tuz, wiec juz w glowie powoli mysle o prezentach dla najblizszych. Uwazam, ze prezent, czy to swiateczny, czy urodzinowy, powinien spelniac kilka funkcji:
- byc orginalny
- luksusowy (choc niekoniecznie kosztowny)
- pokazac, ze znamy osobe obdarowywana
Sprawa wyglada tak, ze mam 5 dni na dokonczenie 1 projektu, 1 portfolio i 1 esseju. To bardzo malo, a nie chce odwalic maniany. Wczoraj przygotowalam sobie plan dzialania i musze sie troche odciac od social media. Moj problem z social mediami NIE jest taki, ze bezmyslnie scrolluje, ale taki, ze zaraz wpadam na nowe pomysly i robie rzeczy zupelnie niezwiazane z tematem. A temat jest taki, ze mam niecaly tydzien na przygotowanie sie do obrony pracy.
Chcialabym poruszyc wazny temat. Nie wiem na ile jest Wam bliski i na ile zrozumiecie moj dylemat, ale sprobuje.
Kilka dni temu odbylam rozmowe z kolega z uczelni. Ma 18 lat, jest z Czarnogory. Wciaz sie czuje jakbym miala 17 lat, ale face it, jest miedzy nami 4 lata roznicy. Kolega ma w sobie te ulotna iskierke, ktora maja tylko mlodzi ludzie opuszczajacy dom rodzinny.
Siedze na tutorialu i czekam na swoja kolej. Emocje jak na grzybobraniu. Patrze na papuzki, ktore skryly sie za laptopami i zaluje, ze nie chcialo mi sie dzwigac mojego DzimdzMaka. Na sniadanie zjadlam tylko pain au chocolat, wiec myslami jestem juz na lunchu. "Sniadanie u Tiffanyego" klamalo. Co to za sniadanie- bulka z czekolada i kawa? Nawet mnie nie pomerdalo.
Ostatnie posty nie byly najwyzszych lotow, ten tez nie bedzie i nie liczcie, ze cos sie zmieni w tej materii. Architektura zaatakowala moj mozg jak nowotwor. Nie chodzi nawet o to, ze zajmuje sie sprawami szkolnymi, bo to jest jedna sprawa, ale ciagle bawie sie programami graficznymi, szkicuje, ogladam tutoriale, inspiracje. To sie robi troche niebezpieczne, bo nie obchodzi mnie nic poza tym. Fuck it.
Projekty mnie wciagnely.
Do tego stopnia, ze w piatek zapomnialam, ze mamy dzien wolny i poszlam na uczelnie, bo MUSIALAM zapytac profesora, czy dobrze mysle. A profesora nie bylo.
Zycie studenckie ma stanowczo wiecej plusow niz minusow, jednak wszyscy wiemy jakie sa jego wady- brak czasu, przemeczenie, ograniczony budzet, choroby weneryczne... wroc! Skonczmy na budzecie. Oto kilka rozwiazan, ktore sprawdzaja sie w moim wypadku (co do tych chorob, to po prostu noscie ze soba gumki nawet gdy idziecie sie uczyc do biblioteki- to sa studia, nigdy nie wiadomo jak sie dzien skonczy).
Jesien daje mi sie w kosc, jak co roku.
Tylko najda chmury, tylko deszcz popada, ja sie zakrywam kocykiem i zapadam w letarg. Oczywiscie nie codziennie. W tygodniu jestem na najwyzszych obrotach, ale w weekend, kiedy nie musze sie ruszac z domu, dopada mnie syndrom niedzwiedzia.
Ostatni tydzien minal studentom architektury na wysluchiwaniu krytyki. Kazdego miesiaca profesorowie zamieniaja sie w klientow i mamy im sprzedac to, co zrobilismy przez 30 dni. Nazywamy to "Dniem Krytyki".